na dnie, nie zjadłem nawet śniadania. Nic nie piłem. Nie zszedłem na dół . Głosy moich dzieci, jak z innego świata. Wielka pokusa nieistnienia. Płachty śniegu na dachu sąsiedniego dom.
I znowu rano ten sen, z którym tak żal było mi się rozstawać, bardziej realny niż to co czuję teraz.
Wszędzie w pułapce, swojej głowy, łóżka, prysznica, krzesła na którym teraz siedzę, ekranu komputera.