znowu nie śpię do trzeciej, budzę się więc późno, lepsze to niż spać za mało. Zdumiewające zjawisko, w ciągu dnia mogę zasnąć w każdej chwili, w nocy nie mogę. To pewnie psychotropy na których jakoś jadę do przodu.
Nowy rok jest jeszcze niemowlęciem, ale już się zaczyna starzeć.
Znowu poczucie, że nie mam materiału do felietonu do „Przeglądu”, ale coś tam skubię i widzę, że jak zwykle mimo wszystko go napiszę. Czy wszystko nie jest mimo wszystko?
Dzień w domu, nie wychyliłem nawet nosa, błąd, a u nas jest przecież las i śnieg. Przepisuję wiersze, chyba kilka dobrych, mocuję się z prozą, zaczynam czytać Amosa Oza, „Opowieść o miłości i mroku”. Oczywiście już kiedyś to czytałem, przypominają o tym zakładki i podkreślenia, ale oczywiście nic nie pamiętam. Cudowna autobiografia. Polecę ją w Zwierciadle, czyta się ją jakby się piło w upał wodę ze źródła. Ciągle nie mogę pogodzić się ze śmiercią Oza
Czasami mam wrażenie, że przeczytałem już wszystkie książki i obejrzałem wszystkie filmy. Ale po kilku latach mogę czytać te książki jak nowe i oglądać filmy jak nowe. Jedna z nielicznych zalet mojej nędznej pamięci.