sobota

w domu, sennie, Frania boli ząbek, wielka bieda. Ewa z nim do dentystki, zapomniała jego legitymację, dowożę ją, dentystka nie poradziła sobie, trzeba będzie z biedakiem jeszcze jechać wieczorem na ostry dyżur.

Już myślałem, że nie mam o czym pisać felietonu do Przeglądu i nie mam o czym, ale jak usiadłem, wystukałem prawie 4 tysiące znaków, potrzebuję jeszcze 700. Jest jeszcze sporo czasu, ale ja zawsze w panice…O czym jest? Jak zawsze o Polsce.

Franio musi dotrwać do poniedziałku, na razie go nie boli. Więc i mnie nie boli dusza.

Jutro do Przemyśla na kilka dni, festiwal poezji.

Przemyśl, magiczne miasto, nie bylem wiele lat, na pewno jeszcze wypiękniało.

PODYSKUTUJ: