jest, jak się spodziewałem ….
Okropnie Was zanudzam, ile można czytać o cierpieniu. Próbuje przespać dzień. Minęły dokładnie trzy tygodnie od mojej próby samobójczej. O tej godzinie już byłem po…płukali mnie i wypłukali przy okazji depresję. Teraz proszę jeszcze raz, choćby na dwa tygodnie.
Zmusiłem się by coś zjeść na obiad. Zanurzam nos we włosach Antosia, pachną woniami kuchni. Włosy Frania jeszcze pachną dzieckiem.
Wiele w łóżku we śnie lub w półśnie. Walka o myśli, które nie bolą.
Telefon. Dzwoni Elżbieta P. Sporo lat jej nie widziałem. Mieszka we Włoszech. Głos zmieniony, jakoś tragiczny, więc depresyjny. Pyta jak się czuję? Mówię jak, ona na to, że zrozumiała moje wiersze trzy tygodnie temu, że ktoś je nawet przetłumaczył na facebooku na włoski. A ja, mówi, umieram na raka. I mam depresję. Więc ciebie rozumiem. I jestem sama, zupełnie sama, ludzi odsuwają się od ludzi w mojej sytuacji. Myślę, ale tego nie mówię. Czasami łatwiej być samemu, szczególnie kiedy ma się gotowość, by odejść godnie na własnych warunkach.
Mimo moich dzieci, Ewy, trzy tygodnie temu próbowałem zabić siebie. Kiedy czuję się jak teraz, świetnie siebie z tamtego czasu rozumiem. To wszystko Ewa przeżyła najbardziej, to była dla niej trauma. Dla mnie to była tylko podróż w kosmos. Uczucie ekstazy w chwili, gdy startowałem. Zdumienie, ale też radość przebudzenia w świecie bez depresji.
Nie ma się poczucia zostawiania bliskich, a uwalniania ich od siebie.