poniedziałek

Zapłakane szyby. Matowo mi.  Tylko sen przynosi ulgę, ale potem okrutna kara przebudzenia. Nic nie jem.

Całą ta sprawa Wałęsy, jako ponure tło. Już w kilka tygodni po sierpniowym strajku nie lubiłem go, bo wiele wiedziałem o tym, jak okropny miał charakter. Potem wiedziałem o tym coraz więcej, zwłaszcza od ludzi, którzy z nim współpracowali w opozycji końca lat 70. Od Walentynowicz, Borusewicza, Pieńkowskiej… robiłem z nimi wywiady o Wałęsie dla Pisma „Krytyka”, mówili o nim okropne rzeczy, jako o człowieku, był to pomysł Michnika, który go wtedy nie znosił. Ale był zaraz stan wojenny…

Porównałem go kiedyś do Szwejka – nie wiadomo mądry, czy głupi. Moralny,czy niemoralny. Ale to polski Szwejk, wiec polska pycha. Narcyzm.

Abstrahuję nawet od jego lat załamania. Dla mnie jest jasne, że potem uwolnił się od współpracy i był zupełnie niezależny. Zależny tylko od swoich słabości, też bezmiernej próżności.

Wałęsa jako przykład, jak niezwykle skomplikowany potrafi być człowiek, też prosty. Grał różne role, skrajnie różne. We wszystkich był prawdziwy.

I to jednak niezwykłe, że los go jakoś wybrał, i mimo swojej marności, w wielkich chwilach  zachowywał się heroicznie. Pamiętam go ze stoczni, z sierpnia. Byłem tam wtedy. Pamiętam jak robotnicy podnosili go przy bramie i przemawiał do tłumów. Miałem wrażenie jak na moich oczach, jak pisał Norwid,  zmarmurza się historia.

Właściwie to też mnie już przestaje obchodzić. Kaczyński jest nie tylko przebiegły, ma też szczęście.

Dzieci wróciły z ceramiki, takie ładne rzeczy tam zrobiły. Tyle w nich radości tworzenia.  I jeszcze mnie bardziej boli, własny instynkt autodestrukcji. Bardziej? To chyba już niemożliwe.

Lepiej się czuje tej nocy, a to budzi nadzieję, chociaż wydawała mi się już zupełnie martwa. Niebezpieczne.

PODYSKUTUJ: