poniedziałek

Przedpołudniem tenis, dobrze mi się grało, chwilami jakbym miał tylko czterdzieści lat. A jedno uderzenie szacuje na dwadzieścia lat.

Wczoraj na Iwickiej u Rafała, który kupił mieszkanie po moich rodzicach, czyli moje rodzinne Byłem tu już kilka miesięcy temu, ale  zawsze wzruszenie, bo to  spotkanie z minionym czasem. Fasada już zmieniona, ale klatka schodowa nic, a nawet jeszcze bardziej zaniedbana. Te same poręcze z rowkiem w środku, schody ze szczerbą w miejscu, pamiętam ją, jakby była we mnie. . Klamka w drzwiach, która pamięta tyle dłoni. Mieszkanie tak zmienione, tak inne, że to aż boli.  Ale duch ten sam, gospodarze oglądają w telewizji demonstracje solidarności z sędziami, moralnie poruszenie, ileż było tu takich poruszeń w dawnych latach. Biorę „latarenkę” z numerem domu, wisiała pewnie od lat 60,  zdjęta w czasie remontu, Pan Rafał chce ją odnowić i znowu powiesić.  Biorę ją, grafik bo chce ją porządnie sfotografować.

Potem u Mirki, przyjaciółka mojej pierwszej żony, Ewy, znały się od dziecka. Syn Paweł, kopia Michała , który już nie żyje. Ten sam uśmiech, gesty, niesamowite.  Burza wspomnień. Pokazuje mi listy od Ewy, były wtedy nastolatkami, jestem zdumiony jak są ładne, dojrzałe, jak dobrze pisane.  Bylem z Ewą dwadzieścia tat, a w ogóle, w ogóle jej nie znałem…

PODYSKUTUJ: