cała niedziela w domu, pisałem, dom bez dzieci, dzień bez wrażeń…w Iwickiej po uszy..
Dzisiaj tenis o 11. Nareszcie zaczynam dobrze odbijać, nawet backhand wchodzi. I nie patrzę co chwila na zegarek, kiedy to się skończy. Niestety, Łukasz wyjeżdża na długie wakacje i przez najbliższe miesiące nie mam z kim grać. Zapasowi partnerzy umarli, albo chorują. Może ktoś w czytelników tego bloga gra nieźle w tenisa, ma czas przed południem i mieszka w Warszawie?
Potem na Wspólnej, w samym centrum, spotkanie z Danielem, z moim dorosłym synem. Tam pracuje. Rozkosz lipca, że można znaleźć miejsce na parking. Jemy obiad w tajskiej taniej restauracji, pyszne jedzenie. Zrobiło się tu prawdziwe miasto, a był kiedyś bury syf. Daniel, prawnik, świetnie w nowej pracy, tak się cieszę.
W telewizji reżimowej dwóch reżimowych historyków mówi o pogromie kieleckim, jednym głosem, zgodnie z nową doktryną. Niesamowite. Czeka nas podły czas.