piątek, sobota

w sobotę komunia Frania, w piątek jadę z nim do kościoła, pierwsza spowiedź, ładny ten nasz kościół w Aninie co rzadkie w sakralnej architekturze drugiej połowy XX wieku. Projektował go Zygmunt Stępiński, ojciec moich dawnych kolegów, Krzysztofa i Zygmunta.
W kościele nie ma tłumu bo nie może być, wszyscy w maseczkach, co czyni ceremonię trochę makabryczną. Jestem głęboko niewierzący, dawno nie byłem w kościele, odzwyczaiłem się więc tych wszystkich obrządków i wydają mi się osobliwe. Skąd więc komunia moich dzieci..? Bo tradycja, bo kultura, niech wchłoną ją, niech maja wybór, jakie to szczęście wierzyć i nadać sens kosmicznej pustce w której żyjemy. Ksiądz modlił się, ale co jakiś czas przerywał modlitwę okrzykiem -cisza! Bo dzieci rozrabiały. Bardzo rozbawił mnie ten kontrast między między tym co odświętne a tym co potoczne i dosadne. Dzieci jak na taśmie produkcyjnej były prowadzone do kilku konfesjonałów czwórkami, siadały na ławie i czekały na swoją kolej. Wiele bym dał by wysłuchać jakie straszne grzechy mają na sumieniu. Franio miał wielki kłopot by zebrać ich choćby garść. Konfesjonały były schowane
za ścianą i Franio nie zauważył, że chłopczyk przed nim już skończył spowiedź, ksiądz nie mając kolejnego klienta, począł się niespokojny wychylać przez burtę konfesjonału.
Franio bardzo przeżył spowiedź. Dostał nawet rumieńców, z którymi mu do twarzy.

W piątkowej Gazecie Wyborczej, dział stołeczny, jest wywiad ze mnę o „Domu pisarzy w czasach zarazy”. Nie jestem z niego zadowolony, ale jest duże zdjęcie okładki, więc muszę to potraktować marketingowo. Jest kilka serdecznych głosów po lekturze mojej książki ale też wiele milczeń, które mogą niepokoić.

W kościele w Aninie. Franio w białej albie, wygląda jak mały zakonnik. Dzieci przyjmują komunię. Jednak mnie to wzrusza, ale mniej niż gdybym był wierzący. Tylko piękny duchowy spektakl, ale nic metafizyki. Próbuję sobie przypomnieć jak ja przyjmowałem komunię, ale pamiętam tylko grozę spowiedzi i wielkie ucho księdza w mroku zakratowanego konfesjonału.
Potem w domu obiad, więc tradycyjnie rosół, z którym Ewa mordowała się wczoraj. Sałatki z indyjskiej restauracji, cudowne kurze udka i żeberka, przywiozła je Iwona, kuzynka Ewy,którą bardzo lubię. Franio dostał w prezencie smartfona, najlepszy prezent jaki dostał w życiu, tak mówi. I całkiem sporo pieniędzy, z tego też bardzo rad.

PODYSKUTUJ: