i znowu piątek, galopada piątków. Sypie śnieg, drobny jak mąka….
Wczoraj w Iskrach, kilka osób, wszyscy radzą nad moją książką. Jest też szef Wydawnictwa Wiesiek Uchański, mój przyjaciel, Andrzej Barecki grafik, Grzegorz, który redaguje książkę, wszystkich znam, wszystkich lubię, i jest pracownik wydawnictwa. Myślę, tyle zamieszania z powodu mojej ksiązki. Będą fotografie, ale nie wklejone w tekst, a na osobnych stronach, na lepszym papierze, by była lepsza jakość. Koniecznie indeks. Siadam potem z redaktorem, okazuje się, ze prawie nie ma uwag, tylko interpunkcja, jakieś słowa się powtarzają, to głupstwa. Czyli rzecz niemal gotowa. Prześle mi tekst pod koniec tygodnia. Potem sam na sam z Wieśkiem, rozmawiamy o życiu i polityce. Na pożegnanie mówi mi kilka komplementów o moim pisaniu, i jak zwykle ubolewa, że jestem niedoceniony jako pisarz. Książka będzie na targi majowe.
Przez te biodra chodzę jak stary dziad. Martwię się tym prawym, operowanym rok temu, że dolega. Czekam na termin operacji. To będzie druga, więc lewa noga. Ale mnie martwi ta prawa.
Czytam swoje opowiadania, po odrzuceniu słabszych jest tego ponad 270 stron. Nadal nie jestem pewien, że da się z tego wykroić dwie ksiązki. Może byłoby rozsądniej, odrzucić kilkanaście słabszych i zbudować jedną książkę z tych lepszych. Dużo seksu w rożnej postaci w tych tekstach.