niedziela

wczoraj, czyli sobota ..sam w domu na dwa dni, jaki luksus..

zostawiam samochód na parkingu przy przystanku i autobusem jadę do Muzeum Narodowego. Wystawa drzeworytów japońskich  z kolekcji Lenkiewicza. Niebywały zbiór, piękna wystawa, tłum ludzi.

Zawsze bylem jakoś blisko Japonii i sztuki tego kraju,  też dzięki mojej przyjaźni z japonistką Agnieszką Umedą ( znamy się do dziecka )  i z jej mężem Josihem Japończykiem. Już nie żyje, tyle wspomnień, jak wczoraj dzwoni do mnie  Joho Agnieszka,  ciągle biega do kościoła coś strasznego,  straszna sytuacja, co jaj mam robić, zrób ty coś”. A nasze wyprawy do Pięciu Stawów, wtedy noc, śnieg po pas, ciężkie plecaki, bo pełne butelek z alkoholem,  narty… stromo, nic nie widać.  Nagle światła i okrzyki, to od pobliskiego schroniska idę po nas Krzeptowscy.

Dwie godziny temu dzwoniła Agnieszka, ze jest w czwartek msza z duszę Joha, „pogańską”,  dodam.

Wyrafinowanie tych obrazów, rola szczegółu, nie mam słów by wyrazić istotę tych dzieł, równych wielkim dziełom sztuki naszego kontynentu.

Bez samochodu chłonę to miasto, jak moglem tak odciąć się od jego  zgiełku i barw. Czekam na tramwaj, podejrzanie pusto na przystanku, obok jakiś pijak ze swoim niewielkim dobytkiem w strasznym stanie, wyciąga do mnie rękę, myślę będzie prosił o pieniądze, rzadko daje, a teraz bym dal, bo miał w sobie coś wzruszającego , a on mówi…będziemy tu siedzieć dwa tygodnie i nic nie pojedzie. A czemu pytam – ‚manifestacja idzie.” I rzeczywiście widzę, że policja blokuje Aleje Ujazdowskie. A jaka manifestacja –  pytam naiwnie.  ” Polityczna”, mówi pijak, ” kurwy polityki,  niech wszystkich szlag trafi z ich stołkami. Napijesz się, mam spirytus?”. Odmawiam i głupio mi, przecież ten spirytus dla niego ważniejszy niż złoto. Widzę, że tramwaju nie będzie więc ruszam, a tam gdzieś w dali majaczy czoło pochodu i powiewa flagami. Zanim się uwyraźnili słyszę ich ryk: „Wielka Polska, katolicka”, wyją i maszerują zgodnie jak falanga,  co drugi osobnik, są też żeńskie osobniczki, dzierży flagę Polską i ONRu, ogoleni na łyso, ubrani na czarno. Berlin rok 1933….

To kościół nasz ma sojusznika, myślę. Ale potem w autobusie czytam Gazetę, jest oświadczenie episkopatu przeciwko nacjonalizmowi, bardzo ładne, zaskakujące nawet w swojej sile i w szlachetnej formie. Jak to przełknęli endeccy biskupi, tego nie pojmuję. Bardzo pewnie teraz cierpią na niestrawność.

Wiktor Osiatyński nie żyje, zaraz po Pietrasiku, obaj byli od dawna zjadani przez raka. Wiktor, Nowy Jork, rok 1985, gramy w tenisa na asfaltowych kortach Uniwersytetu Columbia. Widzę,że uginają się pod nim nogi i mdleje, Tłumaczył potem, że odstawił papierosy i głód nikotyny miał być powodem. Zawsze ceniłem co pisał i co mówił.  Sam alkoholik, wiele zrobił dla polskich alkoholików. Wybitny prawnik, konstytucjonalista.

Już niedzielka

Nowy pomysł na powieść, to mi się „pisze”,w przeciwieństwie to poprzedniej historii, tam widzę tylko temat na opowiadanie, właściwie ono już jest.

Robię sobie naleśniki, które uwielbiam, od tylu lat ich nie robiłem, a jakie to proste, szkoda, że mają tyle kalorii.

Myśl Ciorana: ” Aby rozbroić zawistników, powinniśmy chodzić po ulicy o kulach. Jedynie widok naszego poniżenia  odrobinę uczłowiecza naszych przyjaciół i naszych nieprzyjaciół. „

Doświadczyłem tego na własnym przykładzie. Niesamowite.

Napompowałem kola w rowerze, tylko tyle starczyło mi energii by wyjść z domu.  I wróciłem do komputera.

PODYSKUTUJ: