Wczoraj na obiedzie, Olek z Kasią. To mój wielki przyjaciel, nie tylko z młodości, jest operatorem w Hollywood, Kasia, jego partnerka jest scenografem. Przybyli z pięknym psem wziętym w Los Angeles ze schroniska. Olek przyleciał z tym psem, co nie było proste. Franio od razu zakochał się w tym psie i znowu błaga nas o psa. A mi tak przykro, tak bym chciał to zrobić dla niego, ale pies by nas wykończył Olek kręci tu jakiś dokument, teraz w roli reżysera. Był zawsze okazem zdrowia, a rok temu awaria serca. Wyjęto mu serce z klatki piersiowej, zatrzymano je, podłączono go do płuco serca, naprawiono wyjęte serce i włożono jej na powrót. Cuda. Więc naturalnie w naszej sytuacji, gadamy trochę o chorobach znajomych. Rysownik Andrzej Dudziński, podobno w kiepskim stanie, Felek z Hamburga miał mieć operację kręgosłupa. Podoba mi się powiedzenie Passenta, przy stole rozmawiamy o chorobach, ale każdy tylko jednej. Praca Olka jako operatora zawsze wydawała mi się ciekawa i przyjemna. Mówi o strasznym stresie jaki przeżywał. Kiedyś robiono film w 50 dni. Teraz taki sam film robi się w dwadzieścia dni. Bo czas to pieniądz. Uważa , ten ciągły stres mógł zniszczyć mi serce.
Spacer w śnieżnym lesie, u nas jest porządny kawałek zimy. W mieście śnieg jest wrogiem, u nas jest ozdobą.
Udało mi się napisać opowiadanie „Kapcie”, chyba niezłe, od razu jakby ulga, że jednak potrafię.
Jutro operacja na zaćmę, para oczu, sam zabieg mnie nie niepokoi, ale konieczność wstania po 6 to katastrofa. Chyba w ogóle nie ma sensu kłaść się spać.:)