niedziela

dzień w domu z malutkim spacerem po śniegu, który taki piękny na naszej warszawskiej wsi. Ruszam się stanowczo za mało, jak starzec, Łukasz nadal kontuzjowany, nie odzywa się w sprawie tenisa. „Buszującego w zbożu” już kończę i jestem w połowie biografii Salingera. Jedna strona powieści. Trochę znaków w felietonie do „Zwierciadła” i do „Przeglądu.” W łóżku popracuję nad wierszami. Tak minął dzień.

A dzieci wróciły od cioci, Franio szczęśliwy, że jest śnieg.

PODYSKUTUJ: