czwartek

wczoraj tenis. Radość i stres gry na punkty …

wysyłam spóźniony felieton do „Przeglądu” . Postanowiłem,  ani słowa o Kaczyńskim i udało się.

Piszę nową powieść, czuję się zagubiony, nie w lesie,  a na pustyni wyobraźni…Nawet początek ciągle zmieniam,  teraz tak brzmi:

Kiedy rankiem wyszła na balkon,  usłyszała jak listki wysuwają się z pąków, ruszyły do biegu mrówki, pierwszy bąk odziany w złote futro zanurzał się w żółto bordowych płatkach bratków,  które posadziła na jego balkonie,  to jej ulubione kwiaty.   Rozśpiewały się ptaki. Nastał wielki pośpiech w przyrodzie.

Ciągle mi wraca obraz dziewczyny, która trzy dni temu siedziała na krześle, obok którego pól wieku temu stała śliczna dziewczyna, którą oplotłem wtedy spojrzeniem jak dzikim winem. I została moją żoną. Próbuje napisać o tym wiersz. Jeśli wszystko jest przypadkiem, cóż warte jest nasze życie?

Od jakiegoś czasu trudno mi oglądać filmy, widzę ekipę filmową na zapleczu, jak ruszają puszczani ze smyczy statyści…Następny etap, to tak widzieć nasze życie i sceny codzienne…Nie da się żyć bez złudzeń.

PODYSKUTUJ: