W Tworkach, już cztery lata nie widziałem się mojej psychiatrki, jest ordynatorem w Pruszkowie, nie zmieniamy leków, bo działają i jakimś cudem mam tylko czasami dołki, gdy dużo się dzieje i padają mi akumulatory. Przypominam sobie oddział gdzie siedem lat temu na własne życzenie wylądowałem i zaaplikowano mi elektrowstrząsy , sam zaproponowałem. Jestem za radykalnym leczeniem. Może to pomogło, może leki, nie jestem w błyszczącym nastroju, ale nie jest źle. Nieźle traktuję jak luksus. Pani profesor wspaniałomyślna, że przyjmuje mnie w szpitalu i nie tracę pieniędzy. Jest znajomą dwójki moich przyjaciół, psychiatrów.
A siadem lat temu moja próba samobójcza, to już tyle lat minęła, groza jak prędko galopują.
Czytam kolejne lata swoich dzienników. Jakiś smutek tych lat, które minęły, zeszyty Kate, jak mało pamiętam z tego co było, przeszłość zamienia się w nic, a to nic zaraz rozwieje wiatr. Przeglądałem je już kiedyś, ale niedokładnie, więc znajduję skarby. W 72 roku notuję; „Herbert przyszedł już pijany. Zauważyłem, że brzuch, już wyraźny podczas ostatniej wizyty, teraz jeszcze bardziej się uwydatnił. Mówi kilka miłych rzeczy Ewie. „Jestem zafascynowany pani urodą.” . Potem do mnie na boku”. Ale ma pan dziewczynę doskonała – zrobił skomplikowana minę- zazdroszczę panu i bardzo pana zarazem nienawidzę.” W chwilę potem notuję, że poeta łapie Ewę pod stołem za kolano, a jego żona Kasia mówi – nie rób tergo, on jest przerażony.” Byłem chyba raczej rozbawiony.
Czytam swoje dzienniki oczywiście z myślą o moim „Abecadle”. Zajmuje mi to wiele pracy, bo to kilkanaście zeszytów. Dziwne uczucie czytać swoje życie w 80% zapomniane. Jakby to było życie moje a zarazem kogoś innego.