późne przebudzenie, ale śpię na proszkach, bo nie mogę zasnąć. O 11 ma przyjechać po mnie mnie Piotrek Mokrosiński.
Wczoraj przed zaśnięciem długa, szczera rozmowa z Basią. Wspominamy też dawne sztokholmskie czasy i znajomych, część ich już nie żyje.
Piotrek obwozi mnie po Sztokholmie, wraca dawna mapa miasta, przypominam sobie miejsca. Zajeżdżamy pod dawny Instytut, teraz rezydencja ambasadora, obok ambasada. Moje cztery lata. Do piekarnio kawiarni na Vallhalawagen, prowadzonej przez synową Piotra, pyszne ciastka, dobra kawa, właścicielka, czyli synowa, zgrabna i ładna. Syn Basi i Piotra Kacper ma tez firmę transportową. A zaczynał jeżdżąc na rowerze jako goniec. Pamiętam go jako małego dzieciaka.
W Szwecji ustalono parytet na robienie filmów, połowa reżyserów to mają być kobiety. To chyba jednak przesada.
Kolacja, przybyła Milena i Laura, pracowały w Instytucie, z Laurą się widywałem, Mileny nie widziałem od 30 lat. Laura szalona, co chwila biega na balkon by palić papierosy, rozwibrowana, znerwicowana, Milena nie do wiary ma już 80 lat, ale młoda duchem. Bardzo mila kolacja ze wspomnieniami, choćby niezwykła historia jak Laura zaraziła królową Szwecji katarem i ta nie pojechała do Polski z królem. Para królewska jadła obiad w naszej ambasadzie apotem bez ochrony przeszła piechota do Instytutu, gdzie był koncert i królowa miała bliskie spotkanie trzeciego stopnia z chorą Laurą. A na marginesie, to była pierwsza wizyta króla Szwecji w Polsce na pewno od czasów potopu. Ale wtedy chyba też nie było króla w Polsce, tylko jego wojska.