czwartek

wiosenna pogoda, przyroda wariuje, ale już wiemy, że to bardziej świadectwo choroby niż zdrowia, jak chorobliwe rumieńce.

Piszę opowiadanie o starym człowieku, podejrzanie dobrze mi się to pisze.

Dzwoni Wiktor Kulerski, piękny i szlachetny starzec, mój daleki sąsiad, biedak doczłapał do Ferrio i kupił mój „Dom pisarzy w czasach zarazy”. Jestem świnia, że mu nie dałem. Od nikogo nie dostałem jeszcze takich komplementów.

Jutro Norwid w Wyszkowie, więc oglądam film „Światło i mrok” o Norwidzie, mój scenariusz, występuje w nim wiele zdjęć robiliśmy w Paryżu, gdzie byłem z ekipą. Dwadzieścia trzy lata temu. I od tego czasu nie widziałem całego filmu. Oglądam siebie ze zdziwieniem, nie ma mnie już tamtego a chodzę, ruszam się mówię. Całkiem fajnie wtedy wyglądałem. Kręciliśmy też w polskim domu św Kazimierza, przytułek Zmartwychwstańców, tam pod koniec życia poeta znalazł schronienie. W maleńkim pokoiku w którym żył Norwid, mieszkała 100 letnia pensjonariuszka, to pamiętałem, ale że wpuszczono nas do jej pokoiku, tego już nie. Z filmu wiem, że siedziałem tam i mówiłem o ostatnich chwilach Norwida, a obok kot staruszki. Dałbym sobie rękę obciąć, że takiej sceny nie było.Teraz sobie nawet zaczynam przypominać, że chyba chcieliśmy porozmawiać z sędziwą kobietą ale rodzina nie pozwoliła. Jaka szkoda.To mogło dać filmowi nowy wymiar. Pewnie nic nie wiedziała o Norwidzie. Ale to też mogło wywołać metaficzyny dreszcz.

PODYSKUTUJ: