przepiękna zima, drzewa oblepione śniegiem, wielki świerk w oknie mojej pracowni ugina się pod jego ciężarem.
Jak różnie pachną pory roku, różnie pachną kolejne etapy życia, dzieciństwo, młodość, wiek średni i starość. Na starość zaczyna się czuć zapach siebie samego.
Platforma, jak się zdaje, nareszcie rezygnuje z kompromisu aborcyjnego i opowie się za liberalizacją ustawy. Dużo czasu im to zabrało.
Z Franiem na sanki, nie chce mu się, zmuszam go krzycząc i klnąc. Rzadko to mi się zdarza, wiec ulega mi. Kilka minut samochodem i jest nasza górka Delmadha, skąd się wzięła, skąd nazwa nie wiem, ale całkiem duża górka, jak na naszą równinę. Pusto, świetny śnieg, słońce. Przez chwilę to się mu podoba, po czym chce do domu. Do komórki i do gier.
Oglądamy lądowanie na Marsie, zrobiło to na chłopcach wrażenie, a nie byłem tego wcale pewny. Przecież oni ciągle ladują na różnych wirtualnych planetach. Coraz większy kontrast między tym czego potrafimy dokonać w dziedzinie nauki i techniki, a przyziemną i powszechną głupotą.