czwartek

O 9.15 budzi mnie telefon, dzwoni G. poczciwy, sam pewnie wstaje wcześnie i nie wyobraża sobie, że można jeszcze spać o tak późnej godzinie. Ale jestem mu wdzięczny bo dał mi telefon do antykwariusza, który jest zainteresowany książkami, których chcę się pozbyć. Jaka ulga. Książki mnie zjadają.

na 18 30 jadę do kawiarni „Proces kawki”, mam mieć spotkanie autorskie, jadę pełen obaw, że nikt nie przyjdzie. Zgodziłem się, bo stoi za tym Paweł, mój lekarz i bliski kolega, jego córka pracuje jako menadżerka w tej kawiarni. Mam wiele doświadczeń z takimi spotkaniami, złych i dobrych, wiem, że jeśli miejsce nie ma tradycji spotkań, mała jest szansa by przyciągnąć ludzi. Szczególnie w czas zarazy. Ładna kawiarnia z duszą, ale pusta, przy stoliku tylko dwóch starszych panów, nie wyglądających na takich co czytają książki. Widać, że już nikt więcej nie przyjdzie, pytam czy nie pogniewają się jeśli spotkania nie będzie.. co proszę, słabo słyszymy… na dodatek przygłusi, to mi się nawet podoba.Przechodzili mimo, zobaczyli plakat, to sobie zaszli, nie mają nic przeciwko temu by spotkanie się nie odbyło, nie mają pojęcia jaki miał być temat. Żal mi Pawła , dojechał taksówką i jego córki I tylko to było w tym przykre, ich obawa, że mi jest przykro. I było mi przykro, że im jest przykro. A tak..to nie ma sprawy.

PODYSKUTUJ: