pogoda za oknem, pogoda polityczna , smutek, smuta….spać mi się chce. Dzieci mnie męczą, Franio w domu, bo trochę chory, ale łagodnie….Wysyłam felieton do Przeglądu….Dobre wiadomości, spotkanie w Luksemburgu aktualne, dodruk Antosia w toku, szansa na wznowienie „Rzeki podziemnej”. W sobotę spotkanie z redaktorką „Osobistego przewodnika po depresji” i książka idzie do druku.
Ale czuję się nędznie….jakby zmora chciała wrócić, jak to z nią bywa, bez jakiegoś wyraźnego powodu. Wszystko robić jest trudniej, mozolniej, niechętniej. Źle z komputerem, źle bez niego.
To jest właśnie ten trudny uchwycenia moment,. kiedy życie traci smak…Ale pewnie są ludzie którzy nigdy nie czują jego smaku.
Czy bym się kiedyś spodziewał, że będę słucham Romana Giertycha z szacunkiem i uwagą, jak słucha się mądrego obrońcę demokracji ? Cala ta nasza obecna sytuacja, ma w sobie coś ewidentnie wariackiego, do czego zaczynamy się przyzwyczajać.
Całuję Antosia na dobranoc ,a on mi się odwzajemnia wieloma pocałunkami. To właśnie jest chwila szczęścia. Delektować się nią jak najdłużej.
Spisuję rozmowę z Łukaszem, z odcieniem czułości, tyle lat bliskości, ale też widzę , że 10 lat temu, w rozmowie z nim, mam wiele jego słów mocniejszych, nie publikowałem tego, więc mogę wymieszać te dwa czasy. To jakoś boli, ale tekst będzie lepszy i bogatszy…