czwartek

ale upał…od rana w słowach, to moje nieustanne babranie się w słowach i w myślach, czasami marzę o bezmyślności. Mogę sobie przecież fundować nic nie robienie i nie myślenie, ale wtedy czuję się zupełnie bezwartościowy i lęk, że już nie wrócę do tego z czego żyje i dla czego żyję.

Siedzę cały dzień przy komputerze i niewiele z tego wynika, trochę w ogrodzie, trochę tenisa na Roland Garos. Z Franiem na rower. Ale w sumie to jestem nieruchawy, jakby zaszyty w sobie.

Ulga, bo marszand zabiera jutro prace Piotra z galerii na Freta. A groziło mi, że to ja będę musiał je transportować do własnego domu. Byłby z tego jednak piękny pożytek, bo jeden obraz bym powiesił sobie na ścianie. Piotr mi daje jeden, a nawet dwa do wyboru. A tak to będę musiał poczekać. I mogę się nie doczekać.

Cieszę się, bo w sierpniu w Zakopanem będę miał spotkanie autorskie w ramach festiwalu sztuki. A w przyszłym tygodniu do Wrocławia i do Opola z książkami dla dzieci.

PODYSKUTUJ: