To już środa
Karetka dowiozła moją mamę do szpitala… ale potem zaczęły się polskie schody… Najpierw oczekiwanie na korytarzu…na badania …jest kolejka… Potem wahania lekarzy, co robić? Nie jest źle, ale nie jest bardzo dobrze…. A jak może być bardzo dobrze, gdy ktoś w takim pędzie kłusuje w stronę 90 … W tym wieku zawsze coś nawala.…więc dali mamie skierowanie na badania, ale do szpitala na Pradze…. w Piasecznie zabrakło miejsc. Nie mieli jednak samochodu by ją przewieźć, a tu druga w nocy, mama sama bez grosza, tylko w szlafroku, z butelką mineralnej wody i z komórką. A na Pragę to ona nie chce, nie ma mowy, szczególnie do szpitala na Pragę.. Mamie Praga fatalnie się kojarzy…Więc postanawia wrócić do pensjonatu Zaisku w Konstancinie.. Ma już dosyć szpitali… Mama potrafi dzwonić, jak nawet po świecie, na razie dzwoni tylko do mego dorosłego syna, Daniela, na Mokotów górny . Nie ma rady, Daniel musi jechać. I nawet nie narzeka… Nie mogłem jednak zasnąć…nic mnie tak nie wyprowadza z równowagi, jak brak równowagi mojej mamy… Rano rozmowa z mamą, zdrowa i zadowolona, tylko trochę niewyspana.. jak ja… Mówi, żebym przyjechał na obiad.. ale niekoniecznie……O 12 w Batidzie, na Krakowskim, spotkanie z Tomkiem Bujakiem, wydawcą mojej książki o Annie Walentynowicz… .A tam przy innym stoliku …ktoś mnie wita… nie poznaję.. ach, poznaję, to chyba Marian? Na pewno gruby Marian Wróblewski ze Sztokholmu…właściciel wielu restauracji i kawiarni w stolicy Szwecji.. Ileż myśmy się nagrali w tenisa.. Pamiętam bajeczny kort nad morzem.. Marian jowialny, trochę gruboskórny, ale tacy ludzie o ileż bardziej bezpieczni, niż przesadnie ugrzecznieni…Gabryś, brat Mariana, mąż aktorki Małgosi Pieczyńskiej…też biznesmen…też go lubię, chociaż bardzo jest inny…Ich ojciec był wychowawcą w sierocińcu Korczaka… do końca z doktorem w getcie. …opowiadał mi o tym .. To on przyszedł do już pustego domu.. właśnie zabrano dzieci i doktora… jeszcze ciepłe posiłki na stole…a na stoliku w pokoiku doktora, słynne jego okulary i niezwykły dziennik z getta…To on zabrał te okulary i dziennik …niezwykły, przejmujący do szpiku kości dokument. ..polecam…to lektura obowiązkowa.. I wszystko wyniósł z getta na aryjską stronę, a na tej stronie …jakiś "aryjczyk” od razu złapał go i szantażował.. Już nie pamiętam… jak wyszedl z tego cało…. Tak, to też była i jest Polska……. Wchodzi nagle do kawiarni Magda ..ona też ze Sztokholmu, utalentowana graficzka, zrobiła świetną mapę Sztokholmu…. Potem Anda Rotenbereg…..dzień spotkań… W Gazecie…. w dzielnicy nekrologów…spotykam nagle Jana Nagrabieckiego .. Pisarz, dzielny AKowiec. .dzwonił do mnie kilka miesięcy temu.. Czy wie pan, panie Tomku, że ja mam już 90 lat?…Jakby chciał mi powiedzieć …ja żyję, jeszcze żyję, ja którego tyle razy chciano zabić…ja ,który zabiłem tylu…..Wiele lat temu, pamiętam jak dawał mi swoją książkę do druku w podziemiu … Taki okupacyjny Bond…Jakoś nie chiało mi się wierzyć, że to wszystko było naprawdę…ale kto wie? Na Asfaltowej…do mieszkania syna, po okulary już nie Korczaka…a babci.. Daniel jeszcze bardziej roztargniony ode mnie. .nie wiedziałem, że to możliwe. W jego kieszeni zostały okulary mamy gdy brał ją ze szpitala… On na konferencji… ale w mieszkaniu jest Liliana …nowa partnerka jego życia…..Lubię ją, jest kobieca i ciepła… Ania była zimna jak sopel lodu, na dodatek taki, który się nie rozpuszcza… Liliana większość życia spędziła w Irlandii, gdzie była top modelką.. skończyła tam prawo… Cieszę się, bo czuję, że będę miał z nią bliski i serdeczny kontakt…Trochę spłoszona Polską.. Przyzwyczaisz się, mówię…..Nadzieja, że pozbiera mojego syna, ktory ma wiele zalet i świetnie sobie radzi jako prawnik, ale jaki on nie pozbierany! Aaż strach… .. Patrzę na ten piękny strych.. Jak o niego walczyli, planowali z Anią…… Marysia z Paryża, którą ściągnąłem… kiedy strych był jeszcze we władzy gołębi…Marysia projektowała dom Agnieszce Holland w Bretanii (a rodzinny dom Agnieszki właśnie na tej ulicy, to chyba tu jej ojciec wyskoczył przez okno w czase rewizji… w latach 50?……)… A tu ten strych, w którym nie ma już ich wspólnego życia… pamiętam ich ślub… ksiądz Niewęgłowski, z którym miałem skomplikowane stosunki (noc stanu wojnengo… budziłem go o trzeciej w nocy …pytał – czy mam włożyć sutannę panie Tomaszu..). Potem wesele w Stawisku… tam duch Iwaszkiewicza, jaki gorący po lekturze jego dzienników… Iwaszkiewcza, z którym przyjaźnił się mój ojciec…pamiętam jak kiedyś moja dłoń utonęła w jego, kiedy ojciec mnie mu przedstawiał – to Jarosławie mój syn … Wszystko wymiotło, zamiotło, zasypało piaskiem i śniegiem … Kiedy miłość zmienia się w niechęć.. .to cud złowrogiego przemienienia..