W stronę Zawiercia
Dochodzi pierwsza w nocy…tylko kalendarzowo to nowy dzień……… Sztuka pisania… też bloga….odwaga wiercenia sobie dziur w zębach bez znieczulenia…Na dodatek jak publicznie przekonać , że to nie wygłupianie się, że to naprawdę… Nie mogę spać…kilka razy do komputera , podczytuję Llosę…. sprawdzam stan snu w moim domu… Ewa śpi z kochankiem….oboje jak wyrzeźbieni z mleka…W pokoju obok….przykrywam Antosia, jest mistrzem odkrywania się, zwalczam pokusę, by wejść mu do łóżka i z nim zasnąć. On nie śpi smacznie, śpi pysznie …. W końcu zasypiam u siebie, czyli wsród wzgórz książek i pism…..i zaraz budzi mnie tupot nóżek……Antoś już u mnie —tata dzień! – woła i ładuje mi się pod kołdrę… Ciocia u nas…taka kochana i pomocna…ale ileż w niej ciemnego widzenia.. to bardzo niestety polskie…mruczy ciągle pod nosem:..”spać nie mogę po nocach, po co było to drugie dziecko, nie dacie sobie rady..” A ja na to – tym bardziej po złej nocy, idę na chwilę pospać przed wyjazdem………. O ile Polska by się szybciej rozwijała, gdyby nie ciągłe narzekanie, pożeracz energii… Czas na pociąg.. Antoś płacze, jego wielkie, kryształowe łzy, chce ze mną na spacer…serce mi się kroi… idzie z panią Jolą…