Fotografia z Big Book festiwal, ja z Sylwią Zientek, w różu i z Ewą Rogalą. Sylwia Zientek jest autorką ciekawej książki z dawną Warszawą w tle. „Hotel Varsovie”
Sylwia czyta mojego bloga co uratowało mi życie. Szybko złapała mój wiersz pożegnalny na facebooku i zadzwoniła do Krysi, a Krysia do mojej Ewy – i tak cudem ocalałem. Kiedy to było, chyba już półtora roku temu?
Znowu sen o niemożności, chyba nie mam innych snów, jak wiele to mówi o jakimś moim problemie. Grałem z ładną dziewczyną w tenisa, to znaczy miałem grać, nie byłem w stanie uderzyć pierwszej piłki, leciały w siatkę lub gdzieś w bok, jedna poleciała na jakieś inne korty i nie mogłem jej znaleźć. Dlaczego sny nie są dla mnie wytchnieniem po niemożnościach dnia.
Na 12.30 to TVN, w Xsięgarni mam mówić o książkach, które lubię, do których wracam.
Miło było z Agatką Passent. (prowadziła program) Ma w sobie coś dziecinnego, w dobrym znaczeniu tego słowa. Prywatnie mówiliśmy sporo o tenisie, trenowała go jako nastolatka, a ja w latach 90 trochę z nią grywałem. I o dzieciach rzecz jasna. W programie opowiadałem o dziennikach Samuela Pepysa.
Potem do Czytelnika do stolika Krysi Kofty… Krysia króluje przy tym stoliku, to od razu widać i słychać. Ze znajomych Włodek Zawadzki i Eliza Michalik, która bez szpilek nie jest taka niebotycznie wysoka.
Kawiarnia Czytelnika jest tuż obok Sejmu, który przyciąga szaleńców z obu stron, widać ich i słychać. Woźny zawsze uroczyście się ze mną wita i żegna, czyta moje felietony w Przeglądzie. Jest tez Ola Szarłat, koleżanka z Twojego Stylu, dawne czasy, od wielu lat nie widziana. Pisze książkę o Andrzeju Żuławskim, chce się ze mną umówić i pogadać o Andrzeju.
W Czytelniku spotykam Tomoha Umedę. Syn moje przyjaciółki Agnieszki i nieżyjącego już Japończyka Joshiha. Ma firmę obok. Pamiętam jak Tomoho był dzieckiem, śliczny chłopczyk o skośnych oczach. Teraz waży pewnie 200 kilo przy niskim wzroście. Zamawia sobie duży obiad. Ale rozumiem go lepiej niż kiedyś.
Od Zbyszka z Niemiec; ” Przegladam twoje felietony z Polska na kozetce. Zawsze warto w nie zajrzec. Jestes chyba najlepszym fachowcem od polskiej duszy, jakiego znam.”
Piotr Bikont nie żyje. Za wielu ludzi znalem, więc za wiele śmierci mnie dotyka.
Duża ćma dogorywa uwięziona w mojej lamie przy komputerze. Nie czuję się z tym luksusowo. Podjąłem próbę by ja ocalić, ale nie udało mi się.
Tak mi się nie piszą wiersze, ale wczoraj w nocy skorzystałem z motywu rowerowego sukcesu Frania.
Lot
Uczę mojego synka
Jeździć na rowerze
Zakwita wiosna
Jestem już stary
I tracę nadzieję
Ale pcham go
Uparcie do przodu
Przewraca się i znowu wstaje
Puszczam go
I nagle jedzie przed siebie
Jak młody ptak
Który w końcu pofrunął
Biegnę za nim
Ale już wiem
Że nie dogonię