moje rano bliskie południa, nie mogę się wygrzebać z siebie, senność.
Z prac nad książką „Dom pisarzy w czasach zarazy.” Czy można przyjaźnić się z narcyzem? Jeśli tak, to przyjaźniłem się w latach 80 ze słynnym kiedyś pisarzem, z Adolfem Rudnickim . Można powiedzieć, że odziedziczyłem go po swoich rodzicach i po Iwickiej. I że w jakimś sensie oszukałem czas. Przecież tak dobrze pamiętałem go z dzieciństwa i był wtedy na innej planecie.
Był człowiekiem osobliwym, inaczej niż Sanduaer, który, jak trafnie mawia teraz jego syn Adam, był dziwolągiem. Rudnicki żył szeptem i mówił szeptem. Ale cały był niejako owinięty wokół siebie i sobą ciągle przejęty. Zofia Nałkowska pisze w swoim dzienniku pod datą 24 IX 1947 roku, jak odwiedza ją Adolf: „Należy do tych moich przyjaciół, który wypełnia sobą całe powietrze pokoju, wyczerpuje cały temat rozmowy swoją osobą. Jedynym interesującym zjawiskiem jest dla siebie on sam. Gdy tylko przestaje być tematem, uczuwa wyraźny smutek, ziewa, pokazując wszystkie zęby aż do gardła, przypomina sobie, że czeka na telefon w domu i dochodzi bardzo zniechęcony” Jaki świetny, celny opis. Adolf jak na dłoni.
Kończę redagowanie „Splotu słonecznego”. Celne uwagi redaktorki. Zwykły zjadacz literatury nie wie, ile dobrego dla książki może zrobić redaktor. Jak głęboko czasami ingeruje w tekst. Te opowiadania wypieściłem, więc nie było wielu poprawek i sugestii. Ale czyjaś redakcja to zwykle małe upokorzenie dla autora, ktoś poprawia, co zdawało mu się doskonałe.
Myślałem, że to depresja, złe samopoczucie, mierzę gorączkę, mam stan podgorączkowy, jaka ulga, to pewnie tylko grypa.