piątek niedoopisania

no to się porobiło..czuję się jak wielkie, złachmanione zwierzę.

a przecież mógłbym napisać, a właśnie czuję się świetnie, śmiać mi się chce przez cały dzień. A nie mogę, bo uzależniłem się tu od pisania prawdy

Na chwilę w „Czarnej owcy” , Ewa prowadziła, instynkt mi mówił, że lepiej abym nie prowadził, a zdarzało mi się, gdy było źle. Więc jak jest teraz?

Bliscy nie do końca wiedzą co się ze mną dzieje, przykre, ale też całe szczęście, dzięki temu nie wpadają w moją rozpacz.

Tyle prawdziwych nieszczęść wokół i to moje, jakby wymyślone, chemia mózgu, brak jakiegoś składnika. Ulgę sprawia wymiana myśli z ludźmi, którzy byli w takim piekle i to rozumieją. Rozumieją mniej więcej, ja sam jak wychodzę z takiego stanu to rozumiem go już tylko częściowo.

Franio wyciąga swoje rysunki sprzed roku i zachwyca się nimi. My też. Mówi – byłem mały kiedy to rysowałem, Przedszkolanka powiedziała dzisiaj , że jeszcze nie widziała takich niezwykłych rysunków dziecka…Franio maluje i rysuje jakby tworzył mapę. Do Antosia do jego łóżka na zaciąganie się jego główką …myśląc o tym, jak go kocham, zapominam o cierpieniu. A cierpiąc czasami zapominam o miłości. I to jest nie do wybaczenia.

Jutro też będzie dzień, ile to godzin, ile minut w każdej godzinie? Sekundy też bolą. Wielki kopiec, wrzące mrowisko sekund, a człowiek w nim zakopany.

PODYSKUTUJ: