pochmurny dzień. Ale w głowie nie mam ciemnych chmur, ale i słońca nie tak wiele.
Dzwoni Józek K. w rozpaczy, bo miał wydać tomik wierszy w pewnym znanym wydawnictwie, teraz przejętym przez PiS. Dzwonił ktoś z kierownictwa firmy, ze słowami, że nie wydadzą mu książki, bo jest paskudnym człowiekiem, donosił. To prawda. I nawet brał za to pieniądze. Dlaczego nie potrafię się gniewać na K. Bo jest taką ludzką osobliwością, że nie potrafię do niego przykładać normalnych miar moralnych.
Czytam książkę Tomka Lubieńskiego, „Osiemdziesiąt plus minus”, Autobiografia Tomka, który nie do wiary ma już osiemdziesiątkę i choruje do lat na zespól Hakima, straszna choroba podobna do Parkinsona. Postępująca degeneracja ciała. Tomek od lat na wózku inwalidzkim. I coraz bardziej skurczony w sobie. A taki był zawsze sprawny fizycznie, wspinał się. Ale głowa nadal otwarta i bystra, jakby na przekor wszystkiemu. To cud, że napisał książkę będąc w tym stanie, jaka wola życia, jaki talent.. Trochę brakuje mi w tej książce skrzydeł i wdzięku, to zawsze było w prozie Łubieńskiego, ale skrzydła zwęgliła mu zapewne choroba ale książka i tak ciekawa, polecam. Zwróciła moją uwagę jedna scena bo byłem jej świadkiem. Tomek opisuje krótko dyskusję po filmie „Pan Tadeusz” Wajdy, nagrywaną dla „Tygodnika Powszechnego”. Wziąłem w niej udział pism swędem. Prowadziłem spotkanie z Miłoszem, poszliśmy potem na kawę, powiedział mi, że ma jechać na pokaz filmu „Pan Tadeusz” Wajdy i na dyskusję o nim. Powiedziałem że zazdroszczę mu tego pokazu, a on na to, że może zabrać mnie ze sobą . Siedziałem na pokazie filmu, był jeszcze przed ostatecznym montażem, siedziałem więc obok poety, a jemu okropnie się ten film się nie podobał i trącał mnie co chwila łokciem, przy scenach które szczególnie go drażniły. Szepnął mi potem że nie może iść na ta dyskusję, ma tylko złe rzeczy do powiedzenia a Wajda mu tego nie wybaczy. Moja sytuacja jest straszna, rozpaczał. Nagle zaproponował, abym poszedł a niego. Jak głupi zgodziłem się, pewnie w pychy. Brali udział w dyskusji Maria Janion, Tomek Łubieński, Małgosia Dziewulska. Gdy Miłosz z żoną Karol siedzieli godnie na ławce przed budynkiem wytworni filmów na Chełmskiej. Wszystkim dyskutantom, trochę przerażonym strajkiem Miłosza, film się bardzo podobał, tylko ja natchniony przez Miłosza, niemal wcielony w niego, film krytykowałem. Dyskusja ukazała się potem w „Tygodniku Powszechnym”. Wyjechałem do Portugalii i nie mogłem autoryzować tekstu, mój glos zabrzmiał grubo i bardzo krytycznie. Krysia Zachwatowicz i Wajda boczyli się potem na mnie przez długie lata. Czemu o tym piszę, otóż Tomek wspominając tą dyskusję pisze, że Miłosz był na niej i tylko groźnie milczał. Nie było go z nami, siedział z żoną na ławce. Potem odwiozłem ich swoim samochodem do domu. A może pojechali do razu, może pojechali taksówką straciłem pewność. Piszę o tym, bo zawsze niepokoi i porusza mnie, jak zawodna jest ludzka pamięć, Tomek ma świetną, ja nędzną, ale tu jestem swojej pewien, Miłosz nie siedział przy naszym stole. Przeszłość, historia, są bardziej odkształcone niż się zdaje.
Dobry i niezwykle obfity obiad w wietnamskiej restauracji. Potem gałka lodów w Grzybkach. Podjeżdża do mnie na inwalidzkim wózku kobieta, okrutnie zaniedbana, chyba alkoholiczka, i błagalnym głosem, prosi abym ją przeprawił na drugą stronę ulicy, na przystanek autobusowy. A ja jestem w błogostanie jedzenia lodów. Psuje mi przyjemność lizania. Burczę, że jak zjem lody, niech poczeka. Czeka chwilę, a potem sunie do innego stolika. Młody człowiek zrywa się ochoczo i na wesoło toczy ja na przystanek. Poczułem się podle.