o 11 w Wawerskim Domu Kultury”, rozmawiam z dyrektorką o ewentualnym spotkaniu autorskim, znamy się z Panią Barbarą od lat, kiedyś była dyrektorką biblioteki na Trawiastej. Umawiamy się, że dam znać, jak będę miał już termin operacji, plus sześć tygodni na rekonwalescencję.
Na naszej komendzie policji. Kamery zarejestrowały, że na parkingu przy Administracji nasz samochód, lekko zahaczył o przód innego pojazdu. I odjechał. Nie ja prowadziłem. Potraktowano nas łagodnie, właściwie było nawet miło i kulturalnie.
Iga Światek znowu wygrywa!
Telefon od Andrzeja Bieńkowskiego, mówi, że nie mógł spać, tak jest przejęty, że jego duży obraz, „Król słodkich wód i krokodyli”, który wisi u nas, wyblakł. Jest gotowy zabrać go i odnowić. Wypożyczy nam za to jeden ze swoich najnowszych obrazów, będziemy mogli wybrać jaki. Powoli dochodzimy do tego, że jeśli ten nowy nam się spodoba, to może zostać u nas na stałe. Jaka radość. Uwielbiam nowe obrazy Andrzeja. I z radością wymienię „krokodyla” na nowy obraz. „Krokodyl” nie tylko wyblakł, ale mi się też opatrzył, i właściwie go już nie widzę.
Czytam „Trzymałem węża w garści”, książkę Andrzeja o muzykantach wiejskich, jak przez lata szedł tropem muzyki ludowej. Książka złożona ze wspomnień i z anegdot, ale pod tą serdeczną ironią, jaka masa informacji o polskiej wsi, tej która wczoraj i przedwczoraj na zawsze odeszła. Książka bardzo dobrze napisana, pięknie wydana. Andrzej z kolei chwali mój „Dom pisarzy w czasach zarazy”, dałem mu tą książkę, raz zresztą występuje w niej jego mama, Flora, i on jako mały chłopiec, który na podwórku z czerwonym nosem stał na warcie w dniu śmierci Stalina.