do stomatologa, przychodnia na tyłach hotelu Mariott. W pobliżu grupa polsko ukraińska skanduje przez megafony po angielsku,” F 16 dla Ukrainy!!!”. Przy wejściu kontrola jak na lotnisku. Baiden mieszka w hotelu. Dojechałem autobusem 525 bez problemu, ale na powrót, na pętli autobusowej przy Dworcu Centralnym ani jednego autobusu. Zamknięty ruch w Alejach i nie wiadomo kiedy będzie przywrócony. Na piechotę do pobliskiego dworca Warszawa Śródmieście i wracam kolejką miejską. Miałem co czytać, więc podróże nie były męczące.
Wysyłam felieton do „Przeglądu”.
Kończę „Pana Prousta ” Celesty Albaret. Cudowna lektura. Aż nie chce się wierzyć, że po 50 latach można tak wiele pamiętać, a przecież nie robiła notatek, nie pisała dziennika. Fenomen. Była jak magnetofon i kamera. Każdy szczegół został zapamiętany. Proust był wielkim ekscentrykiem i uznanym geniuszem, wiec powstało o nim masę anegdot i opowieści, niemal wszystkie fałszywe, co dowodzi Celesta. A przecież bez niej te historie, rościły by sobie pretensje do prawdy. To ostrzega, jak fałszowana i kolorowana jest przeszłość, jak trudno w pełni wierzyć relacjom z przeszłości. Albaret budzi zaufanie, jest w niej jakaś niebywała, naturalna, prostota i uczciwość.
Skończyłem opowiadanie, które zacząłem pisać wczoraj. I znowu zacząłem je, jakbym chlapnął przypadkiem na kartkę atramentem, a okazało się, że na tym można coś zbudować.
Wczoraj 40 lecie śmierci mojego ojca. Dzwonił dziennikarz z PAPu, napisał dla agencji tekst o ojcu. Dwa poważne błędy, tekst jednostronny, ale może być. Dobrze, że ktoś pamiętał. A błędy poprawialiśmy, bo przezornie poprosiłem, by przesłał mi co napisał.