Wczoraj na ulicę Andersa do ortopedy, profesor, dosyć młody, jowialny. Przybyłem z moim biodrem. To był chyba mój rekord w aktach roztargnienia w jednej sprawie. Zapomniałem zabrać ze sobą zdjęcia biodra( całe szczęście, potem okazało się że na tej dyskietce były moje dłonie. Wyobrażam sobie jaka by zrobił minę, gdyby je otworzył. Wychodząc na biurku lekarza zostawiłem swoją kombatancką legitymację, a ze stolika w poczekalni wziąłem nie swoje okulary. Co za wstyd. A moja kombatancka legitymacja bardzo ważna, na operację u tego lekarza czeka się pięć lat. Dzięki niej mam szanse ominąć kolejkę. By sobie zjednać lekarza daję mu książkę, zbiór moich felietonów- mam nadzieję, że nie jest pan zwolennikiem PiSu – mówię – bo ta książka zrobiła by panu przykrość. Wygłasza tyradę antypisowską. Kiedyś ludzie bratali się mówiąc o pogodzie.
Dzień bez wychylania nosa z domu. Kończę felietony do Przeglądu i do Zwierciadła. Dzięki Magdzie Linette Australian Open znowu nabrał barw, więc trochę oglądam, dzisiaj transmisja jej meczu o pierwszej w nocy. Do drugiej na pewno dotrwam, a wtedy okaże się, kto ma szanse na wygraną i czy warto zarywać noc. I tak często zarywam noc mając kłopot z zaśnięciem.
Wczoraj napisałem małe opowiadanie pt „Orgazm”. Chyba zabawne. Teraz walczę o nowe, wiem jak zacząć, mam już początek, nie wiem jak skończyć. A opowiadanie, szczególnie takie krótkie, musi mieć dobrą puentę.
Krzyki w domu, za wiele krzyków, są jak wybuchy, odłamki mnie ranią.