Na miasto samochodem, tak rzadko teraz jeżdżę, że niemal się boję, a największy strach, że nie znajdę miejsca na zaparkowanie. Na Mariensztat gdzie jakieś nagranie podkastów o książce, potem na Wiejską do Czytelnika. Krążę jak głupi, nigdzie nie ma miejsca, już chce się poddać, gdy znajduję na Górnośląskiej. Miło przy gwarnym stoliku, w pobliskiej księgarni moja książka, kilka osób idzie tam kupić, wiele ciepłych słów o spotkaniu, od tych, którzy na nim byli.
My, po spotkaniu, Ewa, ja Artur Wolski, prowadził spotkanie z Vincentem na udzie, i dzieci.
Ale najważniejsze, że czuję się nieźle, niemal dobrze, a już mnie brali do obozu zagłady. Docenić i cieszyć się z każdej chwili kiedy jest „nieźle „.
Kończę felietony do Przeglądu i do Zwierciadła, to już tylko wygładzanie i pieszczoty.