Rano wysyłam felieton do „Przeglądu”.
Wieczorem do kina Stacja Falenica na film Andersona „Licorice Pizza”. Autor „Nici widmo ” zrobił zupełnie odmienny film, zabawowy i młodzieżowy, chwilami jednak odpływałem, chociaż mam w sobie wkładkę młodzieżową, za stary chyba byłem na ten film. Byliśmy jedyni na projekcji, co za luksus, w tym kieszonkowym i wzruszającym kinie, w dawnej stacji kolejowej na linii Otwockiej.
W południe na fizykoterapii, na razie bardziej mi to szkodzi niż pomaga. A wczoraj na basenie z dziećmi, ja na trybunach jako anioł stróż, woda zdaje mi się za zimna, ale muszę sie przełamać, pływanie pewnie lepiej mi zrobi, niż ta fizykoterapia.
Już dwie osoby czytają „Mój bilet do nieistnienia” , więc znowu w szkole, będę czekał pełen niepokoju na ocenę. Paweł wieczorem przez pomyłkę do mnie zadzwonił, powiedział tylko w biegu, że czyta, i że mu sie podoba, więc trochę jestem spokojniejszy. Ale ta pustka….otwarła się pustka, co teraz pisać? Mam swoje lekcje do odrobienia, pięć felietonów w miesiącu, ale to jakby osobna ścieżka. A żadnego pomysłu na nową książkę. Ale przecież te mini-opowiadania zacząłęm pisać właśnie dlatego, że nie miałem pomysłu co pisać. I narodziła się książka. Pomysł czasami się rodzi z braku pomysłu.