niemal cały piątek na uroczystości wręczania nagród dzieciom, i tak co roku, od kilkudziesięciu lat. Dawni laureaci już mają dzieci, które biorą udział w naszym konkursie. Za chwilę oni będą mieli dzieci. Występował Czesław Mosil, sympatycznie. Potem warsztaty literackie, z trzema grupami po kolei, przy trzeciej grupie poczułem, że już nie daję rady, że akumulatory mi siadły. I skróciłem spotkanie. Dowlokłem się do hotelu, chłodny wieczór był rześki, Potem spotkanie z Kasią Buryan, psychiatrką, moją bliską znajomą, niemal przyjaciółką, mieszka obok Bielska. Do niedawna była ordynatorem w Cieszynie, teraz zajmuje się tylko psychoterapią.
W sobotę miałem pociąg po południu, więc spaceruje po Białej i po Bielsku. N deptaku spotykam pijanego Jasia Pichetę w jakimś ślubnym towarzystwie, widzieliśmy się na Lipie, on też w jury, ale rzucił się mnie całować. nie znam nikogo kto byłby w równie dobrym humorze po alkoholu. Okrągły, łysawy, wygląda jak jowialny satyr. Daje mi swój tomik wierszy, bardzo rozpustny. W kawiarni na rynku w Bielsku, kawa, malarz maluje przy stoliku, zaczepia mnie, skąd ja znam pana twarz, pyta, serdecznie ze mną rozmawia. Podobnie jak ktoś, kto mnie potem zaczepia na ulicy. Cała ta podróż plena miłych, rozmownych ludzi, prowadzący wagon Warsu w pociągu opowiedział mi cale swoje życie, pamięta jak w wagonach restauracyjnych palił węglem w piecykach by o gotować, by ogrzać wagon. Wrażenie, że Polska zrobiła się bardziej serdeczna i grzeczna mimo zimnej wojny domowej, która trwa. K. dobry pianista, zapraszał nas po imprezie do siebie, ale on pisowiec, ani mi w głowie było iść, zaraz by doszło do konfliktu, Jasia Pichetę niedawno zwymyślał od zdrajców.
Całą niemal niedzielę przespałem, ładując w ten sposób akumulatory. Zawsze mam potem wyrzuty sumienia.
Przyszedł pocztą mowy tomik wierszy Ewy Lipskiej, z dedykacją. A ja jej posłałem bez dedykacji, nieładnie.