kładę się jak zwykle późno. O świecie zrywa mnie z łóżka Ewa, w trwodze, Ford nie chce zapalić a Franio ma na pierwszej lekcji klasówkę z matematyki, z groźną panią Gruszko. Więc się popłakał biedak. Ewa nie nauczyła się jeździć Chryslerem, on nie łatwy do prowadzenia, więc jestem niezbędny, wkładam ubranie na piżamę, a na dworze ulewa…Domyśliłem się, że w Fordzie zmarł akumulator, miał prawo, liczył już sobie 11 lat. Tak ciasno upakowany przy silniku, że nie potrafiłbym go sam go wyjąć. Na szczęście wpada Robert i nas ratuje. Sam nawet kupił akumulator. I tak miał być w pobliżu, więc mam tylko małe wyrzuty sumienia.
Franio wraca ze szkoły, klasówka była trudna, dwójka dzieci się popłakała, najbardziej Emil, pani Gruszko powiedziała: a dobrze ci tak. Okrutna. Jak bym pocieszył i przytulił chłopczyka. Emil pytany potem przez przez kolegów, powiedział, że tata mu zagroził, że jeśli źle napisze kartkówkę, to zabierze mu telefon. A jak żyć bez telefonu.
Wysyłam felieton do Przeglądu.
Układam kolejność wierszy do tomiku. Jutro powinienem je wysłać redaktorce. Dużo ich, chyba 130. Dostałem nowy, majowy numer „Twórczości”, gdzie garść moich wierszy. Chyba brzmią dobrze.