płyniemy kajakami Czarną Hańczą, dwanaście km, miło bo dosyć pusto, dwie śluzy, otwierane tylko dla nas. Zaskoczenie, bo nie wiedzieliśmy, że na nas czekają. Ostrzegano nas tylko by przez pomyłkę nie popłynąć na Białoruś i dzieci bardzo się bały tej Białorusi. Dopływając do śluz, zdawało się, że dopływamy do wodospadu. Franio zrobił mi awanturę, że prowadzę go na śmierć. To był kawałek kanału augustowskiego. Czytam w Wikipedii, budowany w latach 20 XIX wieku, czyli w epoce Królestwa Polskiego, kierował budową generał Prądzyńki, potem przywódca powstania listopadowego. Kanał budowało kilka tysięcy chłopów pańszczyźnianych, którym marnie płacono, ale w nagrodę ich wyzwalano. Chłop, który wynajął nam kajaki, pokazuje potem z dumą stodołę, na zewnątrz zwykła stodoła, w środku obszerne stoły, ławy, sprzęt elektroniczny, pokoje z łóżkami. Mówi, gdyby moi dziadowie to zobaczyli, to oczom by nie uwierzyli. Gdy to mówił, duma go rozpierała. O tak, polski chłop odbył podróż niemal kosmiczną w galaktykę dobrobytu.
Kinga i Łukasz jednak u nas na kolacji. Przyjeżdżają tu od czterdziestu lat, więc wiele opowieści jak było i jak jest. Też historia domu, gdzie mieszkamy.