Cześć dnia w domu z wybiegiem ogrodu. Ewa z Antosiem do lekarza, więc ja z Frankiem do lasu. Zbieramy do plastikowego worka śmieci z leśnej drogi. Worek szybko wypełnia się po brzegi. Sporo butelek po alkoholu, plastikowe opakowania…Zawsze zdumiewa mnie , że jestem w najbliższej okolicy jedyny…Kiedyś nieco dalej spotkałem faceta, on też zbierał.Spłoszył się na mój widok i tłumaczył się, że nie jest umysłowo chory, on tylko sprząta. Wyściskałem go.. /// Składanie felietonu do Wprost.. takie maleństwo, a jak pożera czas i energię./// Radość podglądania ogrodu, który już tak szybko nie rośnie jak w lipcu. Ciszę się, chociaż wiem – on rośnie dla mnie, a zarazem przeciwko mnie…///
środa
PODYSKUTUJ: