poniedziałek

Przy pisaniu nowej prozy, waham się od rozpaczy do umiarkowanego optymizmu, ten drugi stan rzadszy…bliska mi osoba uświadamia mi, co przecież wiem, że w tym roku mają się ukazać trzy mojego książki, a czwarta gotowa, ale przerzucam ją na przyszły rok, wiec skąd ten niepokój? To obawa, że nagle traci się umiejętność pisania, jak rękę, że nastąpiła amputacja…a może tej ręki nigdy nie było?

Listy Flauberta do Luizy Colet, ukazały się niedawno, gruba książka. Kilkuletni romans. Jest też garść listów jej do niego, resztę pisarz jak się zdaje spalił.  W roku 52 roku Flaubert morduje się z Panią Bovary, imponująca walka, pisze w liście: „Co za szkaradna rzecz ta proza.  Praca się nigdy nie kończy, zawsze jest coś do poprawienia. Jestem wszelako przekonany, że można jej nadać zwartość wiersza. Dobre zdanie prozą musi być, podobnie jak dobry wiersz, n i e n a r u s z a l n e,  tak samo rytmiczne, tak samo dźwięczne. Właśnie coś takiego jest moją ambicją. ”

Tak

PODYSKUTUJ: