Sobota prawie się kończy

Wczoraj z pociągu do autobusu. Dom. ledwie co jem,  do samochodu i po Joannę na ten sam dworzec, gdzie nic nie jest jasne i oczywiste,  gdyż trwa wielka modernizacja… Schody ruchome bardzo nieruchome, to ma na tym dworcu długą tradycję.. Joanna od wielu lat mieszka we Wiedniu…Gubimy się na dworcu ,  ona rzecz jasna bez komórki, taka jest,  a mimo to skuteczna kobieta biznesu ..na szczęście ktoś jej użyczył…Ja w opłakanym stanie,  zatrucie żołądkowe jakiego nie pamięta mój organizm …Ale dojeżdżamy do domu….. zaraz potem padam  … Rano mój organizm mówi – nic nie jedz – zjadłem. I był to błąd… Z tym błędem przez cały dzień.. Żołądek nie zjadł mi jeszcze serca, więc serdeczne rozmowy z Joanną…Przed laty projektowała genialne pacynki na palce dla dzieci,zrobiły światową kariera, teraz projektuje czekolady i pierniki.. Historyk  sztuki z wyktszałcenia ….Montaż nowego telewizora…. Teraz wszystko tak duże i wyraźne , że aż swędzą zęby…Minie…Spóźniony tort urodzinowy wnosi Antoś…Dwie świeczki tworzą 61, do tego już doszło, ze nie ma sensu tak mnożyć świeczek.. Do wieczora jeździmy po Warszawie, z Ewą i dziećmi…Na Krakowskim wielkie tłumy, jarmark, ktoś mnie woła Kasia Miller ,w kawiarnianym ogródku …Nagle krakowskim kroczy szalona grupka ze sztandarami, sekta smoleńska… Chłopak zrobił perkusję z puszek, z plastikowych kanistrów,  z blach..  nieźle gra…napis – zbieram na perkusję..Dobry pomysł.  Herbaciarnia wiedeńska i herbata co mnie stawia na nogi, co nie znaczy  ze stoję prosto…Dworzec…Wsadzam J do wiedeńskiego pociągu.. Dom, nieludzki bałagan..słodycz usypiania Antosia…Ból braku czasu na czytanie książek i na ich pisanie…  

PODYSKUTUJ: