Piątek w deszczu
Rano wykańczanie felietonu – chwila whania czy na pewno poleci.. w końcu puszczam go nie bez niepokoju, niech frunie…. Z tygodnika wiadomość, że dotarł… U mamy w szpitalu. Jej łóżko puste. Chwila niepokoju. Spotykam panią odrynator, mówi, że jest w świetlicy…Wygląda lepiej…Wie o tym, więc zaczyna narzekać, by nie było za dobrze . "Chcą mnie wypisać, co ze mna będzie? " -+Dobrze będzie- mówię, ale czy jestem pewien..? Dzwonię do lekarki, jak zwykle nie ma czasu by ze mną zamienić kilka słów na żywo, ale ja też juz właściwie wolę przez telefon, mówi – słabo słychać- tlumaczę – pewnie dlatego, że jestem pod Pani drzwiami…Dowiaduję się: wypis na początku sierpnia. Całe szczęscie, myślę, że nie wcześniej.. Potem w barku piję kawę ze Sławkiem, mój przyjaciel lekarz, ktory tu pracuje…Znam więc scenę i zaplecze tego "teatru" . Szpital psychiatryczny zawsze budzi moją czułość… widzę jak cienka i umowna granica dzieli chorych, lekarzy i odwiedzających… Po Caravaggiu z pasją rzuciłem się do studiowania biografii Michala Anioła i Leonarda…A przecież kiedyś czytałem ich zycia, ale teraz , po przeżyciu znacznej większości swego czasu, innaczej czytam cudze biografie… głębiej..