Upalny poniedziałek
Wiozę trójkę dzieci do przedszkoa…Franek chory, więc Ewa byla rano trudna -staję się spejalistką od eufewmizmów. Slodycz dzieci, nawet kiedy nieznośne – balsam na moje rany…W sklepie kiedy dywoni Kasia Miller…ma glos który cuci ..Napisałem wczoraj…ze nasza rozmowa dla pisma: o ciele, miłosci do jedzenia , o grubych i szczęśliwych…dobrze by jak najszybciej..Moja Ewa zrobiła pyszne Tiramisu…wkrótce sie skończy..Kasia woła jak dzwon – bierz to Tiramisu i dzisiaj w południe….! !.Pakuję Tiramisu i pędzę na Bielany…Jak ładnieje Warszawa! To już nie złudzenie. Pyszna, pełna smaków rozmowa z Kasią…ona odważna i szczera. Na chwilę w redakcji… Potem na Francuskiej, w kawiarni, z Jurkiem Surdykowskim. Po konsulowaniu w Nowym Jorku, ambasadorowaniu w Tajlandii, na Filipinach i w Birmie , osiadł w małym domku, w małej wsi, gdzieś na Podhalu…Jest sam, ma ładny widok i raka…I swoją nową powieść – nikt nie chciał jej wydać, próbowałem mu pomóc, w końcu mu ja wydano w Krakowie…I teraz mi ją daje z przyjazna dedykacją.. On podobnie jak ja, ma na pieńku z Michnikiem, więc nie widzę szans na recenzje. Zaprasza do siebie Z przedszkola z Antosiem na pierwszą lekcję tenisa…Ładne korty w lesie..Bardzo mu się to podobało…