Wiosenna niedziela
Rano nie ma wody… poprzez ten brak, nagle groza życia zerka na mnie spode łba, a słońce wyostrza to spojrzenie … Pobliski elektryk na szczęście diagnozuje zacięcie się ciśnieniomierza pompy i poprawia usterkę małym palcem. Już choćby tylko nazwany dramat… traci na wadze. Myślę, że skala grozy jednak związana jest głównie z ciężarem grzechu pożarcia Antosiowi ostatniego kawałka szarlotki, plus pożarcie książki Grossa. Dwie grozy w żołądku i w sercu. Te obrazy, koszmary, majaki z piekła rodem zalegały mi w głowie i obudziły w nocy o trzeciej… Poszedłem najpierw do Antosia, spał słodko i smacznie, jakby nie wiedział, że zły ojciec objadł go z szarlotki…. Zaciągnąłem się głęboko zapachem jego snu, potem do naszej dawnej sypialni… Facet co mnie stamtąd wykolegował, ssał przez sen wydając dźwięki lubieżne.. Spali oboje. Scena jak z malarstwa renesansowego .. karmiąca Madonna.. To dało wieczną perspektywę i nieco mnie ukoiło… W południe wiosna, Antoś jeździ na rowerku w towarzystwie sąsiadki, z domów, jak żółwie w wózkach, wypełzają na słońce dzieci narodzone w ostatnich miesiącach… Kilka ciepłych słów siedząc w ogrodzie z Ewa..naszą sąsiadką.. prawie w ogóle się nie widujemy… Jej córeczka ( trzecia ) o dwa miesiące młodsza od Franka…Ludzie są coraz dalszymi sąsiadami swoich sąsiadów… Obiad… w gruzińskiej restauracji w Radości….Radość, Wesoła.. wesołe pozostałości burdelikowej przeszłości tych miejscowości… Dzieci nawet dały nam zjeść… Franek przy okazji podjadał mamę, zaś Antoś nas podgryzał zmiennością swych nastrojów …Kelner nalewał nam czerwonego wina przez jakiegoś szklanego bączka….Antoś patrzył na to zachwycony… Moja mama dzwoni, mówi: to jakiś fatalny ciąg wypadków… Znowu upadła, na szczęście żadnych złamań. To już nie ciąg przypadków… Nie widzi, że to reguła. Powinna mieć stałą opiekę, jest za duża dysproporcja między jej energią, a fizycznymi możliwościami. Jak to zrobić?…Nikt z nią, ani ona z nikim nie wytrzyma. Antoś bezszelestnie podchodzi, gdy piszę na komputerze, jak pies nosem trąca mnie w łokieć…mówi : "był fajny dzień.." Warto żyć dla takich fajnych jego dni…. Notka na okładkę małej książeczki …zapiski ludzi cierpiących na różne psychozy. Prosiła mnie o to lekarka, psychiatra z Lublina. Poznaliśmy się, gdy po jakimś moim felietonie w Newsweeku napisała do mnie list, celnie diagnozując "wariactwo smoleńskie" PISu. A ja piszę teraz:… "Każda choroba jest jakąś formą utraty kontroli nad swoim życiem, a może raczej poczucia kontroli, ona przecież zawsze iluzoryczna. Choroba psychiczna budzi szczególny niepokój, też rodziny i bliskich, gdyż jest to zatracanie się człowieka w bałaganie codzienności i w odmętach wszechświata. Relacje ludzi dotkniętych przez różne formy chorób psychicznych są tak poruszające nie tylko dlatego, że ukazują świat dla większości z nas – na szczęcie i niestety – niedostępny, a też niepojęty. To też znak siły człowieka, który w każdej sytuacji potrafi dać świadectwo własnej katastrofie, aby odkryć, że może to być terapią. Zapis zabiera fatalną moc tragedii, a magią obdarza nagle autora, gdyż to on właśnie czyni cud tworzenia… Scena z restauracji, Antoś pytany co chce jeść, odparł: coś brązowego…