Piątek bardzo wielki
Dochodzi 22 druga.. dopiero teraz, po uśpieniu Antosia, otrząsam się z pyłu tego dnia… Mój samochód. ciężko ranny spał w garażu, więc sąsiad najbliższy pożyczył mi wóz, bym mógł zabrać Antosia do przedszkola, a nieco dalszy, ( czyli sąsiadka Małgosia). swój drugi wóz na resztę dnia.. abym mógł dopełnić swego losu z mamą. Nie prosiłem, sama wpadła na ten pomysł…więc jak za dawnych dobrych czasów, gdy ludzie sobie pomagali…Zahaczam mego o syna w BUWwie, tam ma lokum szwedzka firma prawnicza, gdzie pracuje.. On z ma uruchomić mój nowy telefon komórkowy, abym mógł stary dać mamie.. Czuję się jak na kroplówce ludzkiej życzliwości… Te całe przenosiny mamy do szpitala, nie tak straszne jak się obawiałem, ale straszne.. jakbym ją bezdusznie oddawał…. jak ona mnie kiedyś do przedszkola…Gdy jedziemy.. obok kościoła na Sadybie ..mówi: "tam był kiedyś ogród, gdzie z tobą chodziłam." Jakby rysowała na ścianie czasu bliznę . Szpital…..za często tu bywam …Jakoś spokojnie i pusto .święta… w Izbie przyjęć tez luźno …jakiś sanitariusz podaje mamie kubek z wodą.. to są te małe gesty, których tak u nas zwykle brakuje. Lekarz jak zwykle przy przyjęciu do królestwa niepoczytalności, egzaminuje mamę : jaki jest dzień, miesiąc i . Mama myli tylko dzień, ja też bym pomylił. A pytam kto jest prezydentem , mówi oburzona, że mogłaby nie wiedzieć – jak to, Komorowski. Lekarz woła – brawo.. To teraz ja zapytam , mówię- jaka parta mamo, bardziej zaburzona psychicznie PiS czy PO…? O nie, o to nie pytamy…- śmieje się lekarz.. Na oddziale jakoś spokojnie…trochę niepokoju, gdy pilegniarki i pilęgniarz przebierają z pieluszek tych już malo prztytomnycyh, na stojąco, tak chyba najlatwiej… Rozmawim z lekarką w miejscu już ustronnym i spokojnym, to chyba jadalnia …I nagie jakby chęć, by zostać na tym oddziale, na tydzień choćby.. by zdjęto ze mnie te wszystkie odpowiedzialności, zbieganie, teksty które piszę.. Ale nie tu z mamą , o nie .. może na jakimś innym oddziale….