Wtorek czyli poniedziałek, dzięki Lucjanowi…

Rano tenis, mama, redakcja, do Bogusi po chmiel do posadzenia  w ogródku, po ciocię, dom, zgiełk  i rwetes,  czekam na ciszę po burzy…Tak prawie minął dzień. Tak mija życie… między przecinkami.  /// Można by to teraz rozwijać  i rozwijać,  jak kłębek  wełny. Tenis po raz pierwszy w tym roku  na wolnym powietrzu. Czuję  się tętno ziemi  , ale wszystko  przeszkadza…słońce, wiatr, hałasy , ptaki przy serwisie … Życie przeszkadza,  hala jak trumienka /// Lucjan  jest nieznośny, myli tydzień  ze sprzętem ,   który naprawia.  Zawsze mylą mi się dni tygodnia . A te zlata…stąd dwójka małych dzieci.  Ale wiem na pewno, że  jutro  pogrzeb i wiem, że  bliskiego mi człowieka..Dzwonił Adaś Sandauer, że straszna wiadomość , że dowiedział się dopiero dzisiaj… okropnie zażenowany, że taki  spóźniony. On jak i ja,  w końcu pół-brat Agnieszki …Wychowywaliśmy  się na jednym podwórku i Monika, która  teraz w Tasmanii…  /// Antoś upiera  się,  że nie chce chodzić na tańce i uczyć się grać na pianinie…A co będzie w szkole?  On chce wszystko  od razu. Czary mary… Franio za to uwielbia się uczyć, wytrwale, wszystko  powtarza po sto razy, trenuje jak  sportowiec. Już sam chodzi po schodach, awantura,  kiedy chce się  mu podać  rękę…  – Ja sam- to jego filozofia. /// Zyskał dzień, ale stracił pewność siebie … Kiepski interes… ///

PODYSKUTUJ: