sikorki
Rano dwie sikorki buszują w gałęziach świerku. Te gałęzie wypełniają po brzegi okno mojej pracowni . Chyba dla tego okazałego, ale młodzieńczego świerku kupiłem ten dom. Biale – czarne opaski na głowach sikorek, żółte brzuszki, ich energia i radość życia… na dobry początek dnia. Potem, szukanie skarpetek dziecka, nie chce ich założyć… W dziennikach Dąbrowskiej, Iwaszkiewicza, właśnie w tych zdaje się wyczerpujących, pełnych zapiskach i jakoś szczerych, jak szczery może być dziennik, co jakiś czas zdumienie autorów, że tyle piszą, a nigdy właściwie nie udaje im się odnotować tego co było w ciągu dnia najważniejsze. Jakby to co jest istotą życia, jego mięsem, krwią i nasieniem, to właśnie wymykało się. Wczoraj opisałem krótki pobyt na Powązkach. Jakoś uczciwe, ale przecież najbardziej dojmujące było pod-cmentarne szukanie bankomatu, gniew, że nie ma go pod ręka – ależ jesteśmy już rozpuszczeni, złość na żonę, że zabrała mi z portfela pieniądze i nie mam złotówki by kupić kwiaty i znicze. A przecież widziałem jak mi je wyjmuje, więc powinienem uzupełnić. Czy złoszczę się na nią, by nie złościć na siebie? O takich głupstwach, trochę wstydliwych, nie pisze się, a to one właśnie wypełniają nam życie, nie zawsze ładną i smaczną materią. Podszedł w tej właśnie chwili Antoś, jego wielkie oczyska, gładzi mnie po ręce i mówi: „tata, jakaś inna muzyka, ta nie jest fajna". Potem włazi mi na kolana i tuli się. Nie mam zupełnie warunków do pisania, ale jakie do czułości…