wtorek i osiem stopni

wtorek i osiem stopni

    Rano nie jest łatwo, ale bardziej pogodnie niż wczoraj, co nie znaczy, że wulkan nie wybuchał… Franek robi coraz bardziej ludzkie nieludzkie miny do świata… Wczoraj z okazji odwiedzin małego Jasia … rytuał przewijania obnaża problem chłopięcych siusiaczków…Uważne oko matek czyni porównania… nasi chłopcy jak zwykle prowokują małe zdziwienie, a potem odruch niepokoju… Znajoma skomentowała kiedyś sytuację  – mój synek będzie nadrabiał techniką… Te niepokoje zwykle zupełnie nie zasadne, ale znamienne……Ewa złości się, że to pisząc robię sobie reklamę… Ale przecież …to też wcale nie takie proste…    Wczoraj mama z nerwobólem, za radą koleżanki dzwoniła na pogotowie…Oczywiście powiedzieli jej, że to się nie kwalifikuje.. mieli rację – dzisiaj już prawie nie boli.. A ja ciągle mam wóz w warsztacie.. Podjechałbym…Dzisiaj z kolei u mamy ciśnienie dolne 100, to nie jest katastrofa, ja takie mam zawsze, jak mi mierzy młoda lekarka…Ale mama za radą innej koleżanki zadzwoniła na pogotowie, przyjechali. Chyba polubię naszą służbę zdrowia…Mama dzwoni z karetki, jedzie do Piaseczna..  Bardzo zadowolona.. Mama jest świetna na katastrofy. Meldunki od niej, co jakiś czas – zatrzymają ją na noc. I dobrze, przy okazji przebadają… Antoś nie chce spać i nie chce jutro do przedszkola. Więc Ewa robi awanturę, że nasze dziecko nieznośne.. To są rzeczy, których ja tak bardzo nie rozumiem, że tracę głos… Jak jest mały problem, po co dodawać do niego burzę między nami… Zawsze byłem racjonalny, więc gubię się w świecie, gdzie rządzą emocje….   Kiedy byłem kilka dni temu u mamy ..walał się u niej na podłodze „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza, Nowa „wydanie podziemne”…Litery już prawie nieczytelne, okładka bura…a tyle wspomnień, takie dramaty, nagła ewakuacja całego nakładu z mieszkania Jurka… już nie żyje, do diabła!…. Moja Dacia wypchana po brzegi, musiał tam być ten egzemplarz.. pamiętasz, książko, że odkleja mi się podsufitka w tym wozie. …I ta groza wpadki..  Który to był rok?…. Tak 1979…      W komentarzu tak pisze czytelniczka mojego „Kołonotatnika:  „My kobiety zaplątane w dzieci zapominamy o kochaniu ich tatusiów. Też tak reaguję jak Pańska żona…(…) Stał się Pan głosem wołającym ….I dobrze." Czy wołającym na puszczy? Chyba nie, skoro jednak bywam słyszany. Problem, że w takich sytuacjach słyszę zwykle  cudze żony…. Jakie ja mam szanse przy maluchu który ma wszystko takie nowe, gładkie i słodkie….. Chciałem tu zacytować świetny fragment książki „Miłość w czasach kolki", ale nie mogę tej książki znaleźć – ileż ja czasu tracę na różne poszukiwania… też książek.. to jakby część moich snów.  Dzisiaj w czasie dręczącego snu to nie ja szukałem,  ale mnie szukały ciemne moce i zawsze znajdowały. Upór tych moich snów, aby mnie dręczyć wedle bliźniaczych scenariuszy jest imponujący. Albo czegoś nie mogę znaleźć, zrobić, albo coś mnie szuka i znajduje wbrew mej woli…Generalnie tematem jest dręcząca i wszechogarniająca niemożność.   Pomysł by moja żona też pisała równolegle bloga, należy uzupełnić jeszcze wizją naszego domu snutą przez Antosia…co za cudowny ekshibicjonizm rodzinny, chociaż jako pomysł literacki z dobrym wykonaniem, mogłoby to być ciekawe.  A może wystarczy, że ja sam ten ekshibicjonizm uprawiam, mając papiery felietonisty i poety. A obiektywizm? Nie ma czegoś takiego, tam gdzie są ludzkie emocje. Na scenie politycznej wystarczyło, że żona Jana Rokity poszła jego śladem – i proszę jaka groteskowa katastrofa!     Niemożność przełożenia snu na słowa.. Nie tylko na słowa.. Na słowa nie można do końca przecież przełożyć nawet rzeczywistości. Sen nie daje się przełożyć nawet na myśli, jakie snujemy po tej, realnej już stronie, więc na jawie… W „Sexusie” Millera i w „Dziennikach” Nin, paralelne refleksje jak wymyka się słowom pisarza rzeczywistość… Łatwiej tworzyć nową, dlatego bywa, że dziennik bardziej upokarza pisarza niż powieść. Triumfem artysty jest zapalać czyjąś wyobraźnię… Miller pisze w Sexusie: „Jedyny raz, gdy pisarza spotyka należna mu nagroda, ma miejsce wtedy, kiedy przychodzi do niego ktoś płonący do tego płomienia, który on rozniecił w chwili samotności. Rzetelna krytyka nie znaczy nic: potrzebna jest nieposkromiona namiętność, ogień za ogień…” ………..Tak i nie. Jak pisarz nie ma rzetelnej krytyki, a ma wokół tylko tych płonących od jego płomienia, też czegoś mu brakuje?.. Wiem coś o tym…

PODYSKUTUJ: