NIedziela i znowu groza szpitala

Rodzina ma jechać na do cioci, wiec otwiera się przed mną kraina spokoju ….To wybieranie się trwa jednak tak długo, pełne tak rożnych napięć, że  kraina spokoju jest podminowana… O tak, był to spokój na wulkanie… Który zresztą spokój spokój nie jest na wulkanie? On tylko nie zawsze wybucha… Wcześniej moja brzemienna w skutki chwila  nieuwagi… Franek kręci  się w pobliżu schodów, Ewa w łazience,  Antoś zaś kilka schodków niżej, jeszcze w szlafroczku, nudzi abym mu pomógł go zdjąć… Widzę Ewę w drzwiach  łazienki, więc mój starzejący się mózg dostał wiadomość: mały jest w  sferze jej czujności.  Rozsupłując supeł na pasku szlafroka Antosia, kątem oka notuję…Franek spada ze schodów.   Mam to nagrane na zwolnionej taśmie pamięci…w wielkiej ciszy…Sięgam odruchowo, niewiele jednak osłabiam siłę upadku.. Lekkie opuchnięcie z tyłu głowy, nieco z boku…   Uspokaja się dosyć szybko.  Ewa też…Ja jestem winny, u niej znalezienie winnego ważne… Jadą, jestem sam…Ale nie długo. Ruszam spotkać się z dwójką młodych, on napisał osobliwy list: jego narzeczona  uwielbia moje felietony.  Tak kocha, że chciałby sprawić jej radosną niespodziankę …spotkanie ze mną,  jako  prezent.   Rzecz tak osobliwa,  ładnie zaś sformułowana, że się godzę Trudno mi co prawda pojąc, jak spotkanie ze mną.  może być prezentem,  skoro mam siebie na co dzień do rana do nocy, co bywa udręką.  Ale czy ja wszystko muszę rozumieć?  … Proszę uprzednio o kilka drobiazgów: co Ona lubi jeść , czego się boi,  data urodzin,  gdzie sie poznali??? …Aby moja wiedza,  była dla niej  magiczna… Umówiliśmy się, nic nie będzie wiedzieć,  że spotkanie jest umówione… By nie nudzić …nie było nudno…zagrałem rolę maga, co nagle się przysiadł w kawiarni na Krakowskim i wie wszystko…by nagle zdjąć ciemne okulary… Jakby ducha ujrzała. Sam się siebie przeraziłem  No tak.  Bardzo mili i ciepli oboje, on śmiertelnie w niej zakochany i wpatrzony w źródło swej miłości … Źródło rozumne,  robi właśnie doktorat  na bliski mi temat – wyobraźnia dzieci… Telefon do Ewy i pełne otrzeźwienie.  Franek  źle się czuje , płacze…Więc do szpitala… Szpital na Litewskiej….ostatni raz z dzieckiem bylem tu w roku 1983 …Jeszcze z wąsami brodą, puszczony dopiero co z Białołęki …Daniel..był wtedy nie wiele starszy od Antosia ..rozbolało go ucho w środku nocy. Był dzielny ale miał łzy w oczach , po tyku latach pamiętam te łzy… …Mój mały Fiat,  z żywą jeszcze pamięcią przygód i grozy rajdów nocnych z nocy stanu wojennego… Ordynatorem jest Marek Kulerski, kolega z celi…ma właśnie dyżur… Zaniepokojony , pewien że jestem z konspiracyjna misją, a ucho  Daniela to kamuflaż …Takie to byly wesołe czasy… Franek prześwietlony, nie widać żadnych uszkodzeń ..W poczekalni rodzina , mama tata i sześcioro dzieci, ależ słodkie….Rodzice tryskają energią i radością życia, miło patrzeć . Ona pełna radosnych okrągłości…Mówię:  jak Pani daje radę z szóstką..? Ona : mam jeszcze siódme w domu…z nich czerpię siłę… Ewa z Frankiem do domu, a  ja po Antosia do cioci…Ewa dzwoni… Musiałem zamknąć drzwi od kuchni i nie może wejść z garażu, więc w ogóle nie….Myślę, wlazłem do garażu po jabłko, przeklęte biblijne jabłko i pewne odruchowo . No tak, zasługuję na śmierć , przez usmażenie w oleju…..Więc pędem do domu, z wierszami Tuwima z glośników … Antoś sobie zażyczył..  Genialne! Rym u Tuwima jest nieunikniony i konieczny… Chłopak, nagradzałem go w Bielsku,  śle mi wiersze. Ma wydać z nich tomik i nudzi mało grzecznie,  a by coś napisać na okładkę. Niechętnie rzucam okiem….  ale oko mi się nagle zapala..Dobra i bliska mi poezja… Wojtek Tuleja dzwoni z galerii Art , by może kilka słów napisać do katalogu  o Kasi Karpowicz , będzie miała tam wystawę…jesteś przecież „ojcem” tej wystawy.. Mówię, że już do poprzedniej napisałem wszystko. Co mogę więcej?.  Proszę jednak Kasię o kilka zdjęć nowych obrazów i serce mi się gotuje… Spróbuję – nie mam wyjścia.

PODYSKUTUJ: