I po awarii
Sobota….uzupełnienia… w pracowni Kasi na strychu magicznej starej kamienicy. Wysokie, drewniane schody, zapach XIX wieku… w oknie dachy Krakowa, prześwit w mżawce rzuca na ściany i dachy ciepłe światło…Jakby ostateczny obraz, po światłach i cieniach w obrazach, których pełno w pracowni. Obraz… już prawie mój.. na sztalugach.. Jest piękny.. Potem dowiem się, że Kasia jeszcze domalowywała w ostatniej chwili białe rozbryzgi piany wokół rąk i nóg pływaków (kiedyś trenowała pływanie ). Na zdjęciu, które zaraz zamieszczę tego nie ma. To też część walki o sztukę… Nacht Samborski, jeden z najwybitniejszych malarzy polskich XX wieku, tak długo poprawiał i przemalowywał obraz, który miał podarować moim rodzicom, z którymi się przyjaźnił, aż umarł… Nigdy nie dowiem się jaki to był obraz, ale na pewno nie ten, który kupili potem od jego spadkobierców… i wisi teraz w moim domu. Ten obraz jakoś mnie boli, na nim fikus, ulubiony temat malarza, ale doniczka w ktorej stoi ..uwiera mnie od lat…jest w niej jakiś błąd… Proszę Katarzynę by pokazała mi obrazy ojca, Sławomira Karpowicza…wiele ich w pracowni.. Miała 16 lat, gdy ojciec zmarł… w dniu jej urodzin. Jakby chiał jej coś ważnego powiedzieć…Stąd jej wrażliwość na czas i przemijanie. Płótna ojca to też duże formaty.. kurz, który zdążył się wczepić w obrazy, jak żywe stworzenie ucieka teraz w popłochu ..kiedy naruszymy ich spokój. Dużo martwych natur, to zwykle ryby.. ulubiony temat wielu malarzy w dawnych wiekach. Te ryby mają w sobie czerwień mięsa i krew… jest nich śmierć nie tylko a też ludzka…jakby ofiara i morderca dzielii ten sam los. A odcienie czerwieni bywają też tłem…jakby ono we krwi…. Ciekawe autoportrety…Jest wielki dramatyzm w tych obrazach …najpierw przeczucie śmierci, a potem patrzenie jej w oczy ….Nie rozumiem, jak historia współczesnej polskiej sztuki może zupełnie pomijać taką twórczość? Muzea nie kupują jego obrazów. I nie było żadnej wystawy po śmierci… Jestem pewien, że to malarstwo dobrze pokazane…byłoby sensacją . Dzisiaj, czyli w poniedziałek rano…Antoś przybiega do mojego łóżka … wielkie deklaracje miłości. .kocham cię tata – pocałunki…idziemy do łazienki. Chcę wziąć prysznic, zagradza mi drogę.. nie wolno. Nie ustępuję. Wpada w rozpacz.. -nie kocham cię -woła i biegnie do mojego pokoju.. idę tam. Siedzi na łóżku z zaciśniętymi ustami. –Co się dzieje? – pytam. Zmieniłem zdanie – mówi stanowczo. –Dlaczego mnie już nie kochasz?…- pytam – Nie powiem. Jonatam przyleciał z Izraela… Tłumacz mojej poezji na hebrajski, od niedawna sam poeta ..aktor, teatrolog.. i entuzjasta….Z Okęcia wiozę go na dworzec…To jego gadanie w samochodzie zupełnie nie cenzuralne. A poza tym zagadał już i zaprzyjaźnił ze sobą kilka osób w samolocie ….Kupuję mu bilet… przed nami starsza pani w zielonym kapeluszu. – Jaki piękny ma pani kapelusz! -woła Jonatan…wywiązuje się wyrafinowany dialog, pani jest kulturalna i mocna w dialogach…Potem Jonatan dobiera się do kasjerki… i tak ze wszystkimi. Zaraz oszaleję. Tenis… nawet w czasie gry pamięć snu, jaki miałem tuż przed przybyciem do łóżka Antosia… Był tak żywy i plastyczny – po raz pierwszy od lat, pamiętam wszystko tak dokładnie… dokładniej niż realne zdarzenia… Wieczór poświęcony pamięci poety i prozaika Tadeusza Nowaka… znowu akt roztargnienia… chyba kończę się…Jadę do Domu Literatury na placu Zamkowym, a spotkanie jest na Smolnej…. Tadeusz…? Kolejny przyjaciel mego ojca, przejęty potem jakby przeze mnie…Spóźniony siedzę na schodku… obok profil Wiesława Myśliwskiego…Kilka słów o tym spotkaniu jeszcze jutro…A teraz spać.