Niedziela
Troszczyć się o przyszłość, ale nie zamartwiać się nią . To ostatnie jest naszą specjalnością. O czym przypomina wczoraj ktoś w komentarzu. Jak w Polsce dobrze czy nieźle, do razu niepokój – to musi jednak źle się skończyć. Jeśli śmierć i przemijanie jest złem, wszystko zawsze źle się kończy. Myśle o niej, jako o czymś naturalnym i koniecznym, bez śmierci nie byłoby życia. Jest więc ona szczególną, najtrudniejszą do akceptacji formą dobra. Dlatego też samobójstwo traktuję, jako doskonałą formę życia, czy wyjścia z życia….i mam żal do chrześciajństwam, że postanowiło nam to zabrać. To okropne, ale o ileż łatwiej, spokojniej i czulej wobec siebie żyjemy bez Antosia. Słodki, wielki destruktor i trujodupiec. Jest jak kropla miodu, która nieustannie przepełnia nasz dzban. Lepiej teraz widzę, jak Ewa nastawiona jest na Franka, jak nieprawdopodobnie wiele czasu i czułości mu poświęca. Ja mam dosyć po kwadransie, a ona tak 24 godziny na dobę. Nic dziwnego, że z ma już czasu i cierpliwości dla mnie i dla Antosia. Dwa główne powody małżeńskich konfliktów – przemęczenie i niska tolerancja na stres, wtedy wszystko staje się pretekstem do wybuchu.. a jak wybuch, to jest wojna, a jak wojna.. to nie ma porozumienia. Potrzebna krew i zwłoki…Drugi powód-to brak technik rozmowy i dyskusji przy różnicy poglądów. Znam wielu terapeutów.. i nie dam głowy, że oni o wiele lepiej porozumiewają się przy domowych konfliktach od ich pacjentów. Życie psychiczne człowieka, jest jak morze, kiedy się burzy, ogromnej mocy trzeba by je uspokoić…. Tak, pamiętam o odchudzaniu…. a poezja to też umiejętność redukcji słów, rezygnacji z nadmiaru… Zważyłem się na progu nowego roku. Ważę 80 kg 500 gr. Przed Wielką Nocą w roku już minionym ważyłem 86 kg. W kilka miesięcy potem już tylko 76 kg. To zacytuję fragment mego felietonu w Zwierciadle tamtego czasu: „ …odwiedziliśmy kuzynkę żony. Widok jej męża przeraził mnie, tak schudł, że pomyślałem – ma raka. Takie czasy. A wcale nie, on tylko wszedł w religię pewnej diety. Po krótkiej, ale szczerej rozmowie poczułem się nawrócony. Żadnego pieczywa, klusek, kartofli, nawet ukochanych słodyczy, mięso tylko kurze i rybie. Niby proste, ale bez poczucia misji, nie był bym zdolny do takich wyrzeczeń. Udało się! Dzień po dniu waga przynosiła radosne wieści z frontów tej wojny. Po tygodniu zdarzyło się, że usiadłem naprzeciwko ciastka – w milczeniu przez kwadrans patrzyliśmy sobie w oczy. I co? Nic. Wodzono mnie na pokuszenie, ale oparłem się. Wkrótce potem waga powiedziała mi, że zszedłem poniżej 80 kg. Okrzyki triumfu śmiertelnie przeraziły moją rodzinę, nigdy czegoś takiego nie słyszeli. W dzieciństwie byłem przekarmiany przez babcię, podobnie jak prezydent Clinton, który niedawno o tym opowiadał. A więc po obu stronach oceanu, w demokracji i w mrokach komunizmu, panowało to samo przekonanie – grube dziecko, to zdrowe dziecko. Dopiero jednak, gdy minąłem granicę 50 lat, mój przyjaciel spojrzał na mnie i powiedział –dostałeś brzucha. Od tej chwili już nie mogłem uciec od prawdy. Brzuch jawił mi się jako pasożyt, ciało niby moje, ale obce. Zdradzę tu pewien sekret – krytyczny moment dla faceta, kiedy stojąc prosto i patrząc tak w dół, nie widzi tego, co rożni chłopca od dziewczynki. A oto kilka przykazań człowieka, który ponosił porażki – a też należę do tych, co odchudzali się codziennie od jutra, – ale jak się zdaje w końcu wygrał. Oto one: Decyzję odchudzm sie powinno się podejmować tylko,gdy jest się głodnym, nie sytym. Podobnie z innymi zobowiązaniami. Choćby takie – już będę dobrze się prowadził – tylko na głodzie erotycznym, nigdy jak jest się zaspokojonym. Podobnie jak alkoholik, „nadwagolik” otwiera sobie szansę na schudnięcie, jeśli przyzna się przed samym sobą – jestem uzależniony. A nadwagolik mówi – ja wcale nie jem wiele, tyle co chudzi, to nie moja wina. Jeść należy wolno, smakować i celebrować każdy kęs. Decyzje o dokładce podejmować po pięciu minutach. Dojadanie jest odruchem, a nie prawdziwą potrzebą. Jak po brutalnym rozstaniu, zmienić należy miłość do jedzenia w niechęc, a potem w obojętność. Ostrzeżnie: strzec się pogardy wobec tych, co nadal jedzą bez umiaru. Zarozumialstwo neofity jest obrzydliwe. I pamiętaj, odzyskujesz władzę nas ciałem, ale tylko cząstkowo. Twoje ciało to wieczysta dzierżawa, pełną władzę, czasami kapryśną, ma nad nim tylko czas. „ Przepraszam, było trochę wymądrzania się i triumfalizmu… To prawda, schudłem dzielnie i dzielnie trzymałem wagę … po czym w ciągu ostatniego miesiąca w swej arogancji wróciłem do jedzenie chleba, słodyczy i klusek. I szybko dobiłem 80. (do dawnej wagi nadal brakuje mi 6 kg, ale to równia pochyła…) A przede wszystkim uruchomiłem w sobie mechanizm pocieszani się jedzeniem….Jak coś nie tak, czy niewygodnie mi ze sobą.. podjadam cokolwiek… a to jest zgubne.