poniedziałek

Mam 8 lat,  jest wiec rok 1958. Poczta kojarzyła wtedy ze znacz kami, a depesza z nieszczęściem. Listy miały jeszcze zapach dalekich krajów, bezkresnych przestrzeni i podróży tak dalekich, że ledwie można było o nich pomarzyć. Pamiętam zapach torby listonosza, jego brzuch, czerwone policzki i gęsto nastroszone brwi. Gramolił się bez pytania do kuchni, a torbę i brzuch wspierał o blat stołu.Wkładał do ust kopiowy ołówek, którego fiolet stawał się jadowity. W listach ojca do brata znajduję bezcenne słowa, 30.11.1958. „”Tomek kwitnie, uczy się angielskiego, chodzi na rytmikę i już tańczy kujawiaka. Strasznie miły i nieznośny. Za „list” który napisał do „Życia Literackiego” dostał 40 zł i jest dumny z tego. W ogóle ludzie psują go trochę jako mojego syna, mnie natomiast nie psują, ku mojemu zmartwieniu.”” te 40 złotych ma wagę cennego znaleziska. Napiszę o tym felieton.

PODYSKUTUJ: