Upalna niedziela

Upalna niedziela

     W Poznaniu zawsze tyle emocji trudnych do opisania… Tu mieszkała moja ciocia, Zosia, siostra mamy. Bardzo mi bliska….Jedyna pełna optymizmu i radości życia osoba w rodzinie. Może dlatego robiła w życiu straszne głupstwa, które waliły ją w głowę, aż od tych uderzeń umarła… Była lekarzem pediatrą… co nie znaczy,  że była dobrą matka, chociaż dla mnie zawsze tak serdeczna.   Jedna z jej córek popełniła samobójstwo, śliczna kuzynka Joanna, baletnica. Z Magdą, żoną wybitnego plakacisty Waldka Świerzgo, jakoś nie mogę się ostatnio spotkać i dogadać.  Dobrze że o tym piszę – zadzwonić do niej dzisiaj. Poznań rok 56, październik , jadę z babcią pociągiem z Ciechocinka .. pociąg staje przed dworcem.. słychać strzały.. rewolucja w mieście…Idziemy mroczną ulicą, prowadzi nas do swego domu jakiś kolejarz.. leci samolot… babcia klęka na chodniku, ja w ślad za nią…Chleb ze smalcem, u kolejarza – u mnie tego sie nie jadało – od tego czasu bardzo lubię . Nazajutrz przyjeżdża po nas wuj,  mówi o czołgach i kałużach krwi na ulicach….    Mojej matki jakoś nigdy nie bylo przy mnie – kiedy stawał się koniec świata.   W przedziale sam dziewczyną i z jej wielkimi bagażami …Zwykle nie zaczepiam ludzi – czas zacząć , to zawsze ciekawe…Każdy człowiek jak kometa ma swój świetlisty ogon pełen, cennych kamieni…Jest z Kanady – pianistka – kończy studia.. pisze prace magisterską o mazurkach Chopina.. Jej rodzice z Polski, wyjechali w roku 85… mówi po polsku z ładnym trudem…Mieszka w Victorii.. stolica stanu Vancouver ..na wyspie. Koniec świata, ale podobno piękny koniec. Ja byłem w Toronto dwa razy, ona nigdy.. co typowe dla Kanadyjczyków…. . Za duży kraj, by po nim podróżować. Zaprzyjaźniamy się  i pod koniec podroży czytamy moje wiersze , przekładamy je razem z polskiego trudnego, na łatwy i zrozumiały…   W poznańskiej galerii malarstwa obcego…wisi triumfalnie, odzyskana po kradzieży „Plaża w Pourville… Clauda Moneta… Właściwie wzrusza mnie ten złodziej, który ukradł obraz z miłości i z miłości chciał potem zwrócić, ale mu w tym przeszkadzano. Najbardziej mnie jednak poruszyła „Gra w szachy” , malarki włoskiej o trudnym imieniu i nazwisku, Sofonisba Anguisciola – dwie siostry grają w szachy, a trzecia,   mała dziewczynka, przygląda się w filuterną miną. Ta mina jest genialnie uchwycona…Niewiele było wtedy malarek… zdarzały się jednak wybitne …a tego świadectwo jest w Poznaniu.  Sofonisba zyskała nawet uznanie Michała Anioła,  który dawał jej praktyczne rady.  A gdy była stara i niemal ślepa,  odwiedzał ją w Genui Van Dayck…Widzę, że właściwe nie ma jej pełnej biografii, a miała takie  fascynujące życie…

PODYSKUTUJ: