W programie „Sprawa dla reportera”. Było ładnie, muzycznie i ciekawie. Nie żałowałem, że przyjąłem zaproszenie. Program pójdzie pierwszego dnia nowego roku. Siedziałem obok Mai Sablewskiej, śliczna, influenserka, ale rozumna, nogi jak drabiny do nieba, obok jakaś wice miss świata, jeszcze wyższa o jeszcze dłuższych nogach. Jaworowicz jak zwykle zapowiada mnie patetycznie tytułując, mistrzu. Nic dziwnego, że ksiądz obecny przy stole, chociaż powiedziałem, że jestem ateistą, mówi uparcie do mnie profesorze. Chór Harfa, dobry, kilkunastu facetów, w każdym możliwym wieku, istnieje do 1907, a teraz zdycha na brak pieniędzy na czynsz. I to jest jeden z tematów. Jest też tenor z Brukseli i popularny piosenkarz, nazwiska nie pomnę. I kobieta ciężko chorująca na stwardnienie rozsiane i ciągle płaczący kochający ją mąż. Jest kobieta ciężko chora na raka, która straciła obie piersi, ale z tego się cieszy, bo twierdzi, że choroba ją niezwykle wzbogaciła duchowo. Malo to wiarygodne, ale ona zdaje się w to święcie wierzy. Zawsze to jakaś taktyka wobec zagrożenia śmiercią.
Kierowca telewizji wiezie mnie mnie do domu, przez ciemniejące i płaczące miasto.